- Z pożaru uratowała nas moja zmarła żona, Agata (+36 l.) - mówi z przekonaniem Wiesław Wasilewski (48 l.). Mężczyzna po śmierci żony 5 lat temu został sam z szóstką dzieci. Razem z nim w spalonym doszczętnie domu w Zucielcu (woj. podlaskie) mieszkał jego rodzony brat Tadeusz (63 l.) z żoną Krystyną (54 l.) i czwórką dzieci oraz ojciec braci - Stanisław (84 l.).
Gdy nocą wybuchł pożar, w domu było 11 osób. Sekundy dzieliły rodzinę od potwornej śmierci w trującym dymie i płomieniach. Na szczęście 18-letnia Maria w ciemnościach nagle usłyszała głos matki. Zerwała się na nogi, rozejrzała. Zobaczyła ogień. Zaalarmowała pozostałych domowników o śmiertelnym niebezpieczeństwie. - Wybiegliśmy boso na śnieg, w tym, w czym spaliśmy. Nie było czasu, aby cokolwiek ratować - załamują ręce Wasilewscy.
Patrz też: Cud w Terespolu: Z obrazu Matki Boskiej płyną łzy
Dom rodziny spłonął doszczętnie, ale teraz wiedzą, że mają w niebie kogoś, kto nigdy nie zostawi ich w potrzebie. - Moja żona miała na imię Agata, a to przecież święta o tym imieniu chroni przed skutkami pożarów - tłumaczy pan Wiesław, przywołując imię św. Agaty, chrześcijańskiej męczennicy z III wieku. - Nie mamy nic, ale wszyscy żyjemy i to jest najważniejsze - dodaje męż-czyzna, modląc się nad grobem swojej zmarłej żony, wdzięczny jej za ocalenie życia.
Rodzina znalazła tymczasowy dach nad głową w Trzciannem. Osoby, które mogłyby pomóc stanąć Wasilewskim na nogi, mogą dzwonić pod nr tel. 506-807-586 lub kontaktować się z Gminnym Ośrodkiem Pomocy Społecznej w Trzciannem, tel. 085 738-50- -56 wew. 21.