Andrzej W. utrzymywany był przez lekarzy w stanie śpiączki farmakologicznej. Nim jednak stracił przytomność, widział, jak ginią jego żona i nienarodzony syn. Autem, które prowadziła Justyna, wracali z chrzcin u brata. Z tyłu, przypięty do fotelika, siedział Pawełek (3 l.). Kiedy do domu w Tępczu mieli niespełna dwa kilometry, w ich auto z wielką siłą uderzyło audi. Pijany bydlak Leszek F. (37 l.) pędził nim ponad 130 km/h.
Lekarze z całych sił starali się go uratować, rodzina, sąsiedzi modlili się o jego zdrowie
Na miejscu wypadku szybko pojawili się ratownicy. Na oczach ciężko rannego Andrzeja W. lekarze walczyli o życie żony, która od siedmiu miesięcy nosiła pod sercem ich drugiego synka. Zrobili cesarskie cięcie, wydobyli maleństwo. Jednak matka i dziecko zmarli. Dopiero wtedy Andrzej W. został przetransportowany śmigłowcem do szpitala w Gdańsku. Stracił śledzionę, miał pękniętą wątrobę i inne poważne obrażenia wewnętrzne. Lekarze z całych sił starali się go uratować, rodzina, sąsiedzi modlili się o jego zdrowie. Wszyscy pragnęli, by żył dla Pawełka, który jako jedyny wyszedł z wypadku bez szwanku. Niestety...
Zobacz też: TRAGEDIA NA POMORZU. Pijany kierowca zabił kobietę w ciąży! [NOWE FAKTY]
Andrzej W. jest kolejną śmiertelną ofiarą pijanego pirata. Kiedy Leszek S. zjeżdżał na przeciwny pas ruchu i czołowo uderzał w auto rodziny W., miał w organizmie 2 promile alkoholu. Wcześniej sześciokrotnie był zatrzymywany za jazdę po pijanemu i miał sądowy zakaz jazdy autem. Powinien trafić za kraty już 6 lat temu. Jednak był wolny, więc pił i szalał za kierownicą. Zabił. Grozi mu 12 lat więzienia.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail