Mężczyzna zniknął z rodzinnego domu dwa lata temu, rodzina zgłosiła jego zaginięcie. Przełom w poszukiwaniach miał miejsce 1 stycznia 2012 r. W lesie, kilkanaście kilometrów od Siedlisk, w sąsiednim województwie, znaleziono „jego” ciało. Jak ustalili biegli, zmarł z wychłodzenia organizmu poprzedzonego zawałem serca.
Zanim rodzina C. została poproszona o identyfikację zwłok, śledczy kilka razy pytali o cechy charakterystyczne denata. Wzrost, budowa ciała, odstające uszy, wszystko się zgadzało. – To niesamowity zbieg okoliczności. Znaleziony mężczyzna miał zniekształconą kość kciuka, znaki po ingerencji chirurgicznej w kolanie i braki w uzębieniu. Dokładnie tak, jak opisali to bliscy – mówi Maria Potoczna, prokurator rejonowy w Lubaczowie. Tyle tylko, że to nie był on.
Kilkanaście dni temu Jarosława C. chcieli w Rzeszowie wylegitymować policjanci. Nie miał dowodu, podał im numer PESEL. I tak wrócił do żywych i do rodzinnego domu.
Zobacz też: Matka Palikota zabiła się w jego posiadłości!
Władysława C. (59 l.), matka mężczyzny, jest w głębokim szoku. – Już go pochowałam i opłakałam, a on się odnalazł – mówi kobieta, która wciąż chodzi w czerni. Oficjalnie Jarosław C. wciąż jeszcze jest martwy. Prokuratura wystąpi do USC gminy Lubycza Królewska o cofnięcie aktu zgonu. Wznawia też śledztwo w sprawie znalezionego ciała. Bo w grobie wciąż leży nieznany mężczyzna.