Operacja trwała aż 10 godzin. - Wbrew pozorom to wcale nie jest taki trudny zabieg - mówi skromnie dr Adam Domanasiewicz (45 l.), chirurg z Trzebnicy.
Najtrudniej było znaleźć rękę, która pasowałaby do reszty ciała. W tym pomogła organizacja rządowa, która po długich poszukiwaniach znalazła dawcę. Kim był - nie wiadomo. Być może ofiarą wypadku albo zmarł po ciężkiej chorobie. Zanim odszedł z tego świata, zgodził się, aby jego ciało mogło pomóc w leczeniu innych.
Jego ofiara w niesamowity sposób odmieniła życie pana Mirosława. - Nie pamiętam, jak to jest mieć dwie ręce - mówi pacjent z podziwem w oczach spoglądający na pokrytą szczelnym opatrunkiem nową prawą rękę.
Swoją prawicę mężczyzna stracił jako 2-letnie dziecko. - Byłem na wakacjach u dziadków - z trudem wspomina koszmarny dzień. Podczas zabawy na podwórku mały Mirek wsadził rączkę do sieczkarki. Rolnicza maszyna pogruchotała mu kostki i rozerwała ciało. Nie było ratunku dla ręki. Od tego czasu żył z kikutem na wysokości przedramienia.
Nie miał przez to łatwego życia - nie mógł jeść sztućcami, grać w piłkę czy prowadzić auta. - Będę się musiał tego wszystkiego nauczyć - mówi teraz z uśmiechem szczęścia na twarzy. Najlepsze jednak będzie co innego. - Teraz będę mógł wreszcie wziąć na ręce swojego syneczka! - mówi dzielny pacjent, który od kilku tygodni jest dumnym tatusiem.
Dwa zespoły przeprowadzały ten zabieg
dr Adam Domanasiewicz (45 l.): - Operacja trwała 10 godzin. Brały w niej udział dwa zespoły lekarzy. Jeden zajmował się przygotowaniem kończyny do przeszczepu, a drugi przez ten czas opiekował się pacjentem.
Tak lekarzom udało się przyszyć rękę
1 Najpierw trzeba było znaleźć odpowiednią rękę, która pasowałaby do reszty ciała pana Mirosława. Całymi latami szukano dawcy
2 Lekarze podłączyli mięśnie, krwiobieg oraz kość. Na koniec wpompowali krew
3 Kiedy już mięśnie, kości, żyły i tętnice były połączone, można było zaszyć skórę