"Super Express": - Premier Donald Tusk zapowiadał, że w lipcu albo sierpniu dojdzie do rekonstrukcji rządu. Mamy drugą połowę lipca i... nic?
Lena Kolarska-Bobińska: - Rekonstrukcja rządu oznacza, iż zmienia się jego zadania, funkcje, wymienia wielu ministrów - jest to zatem zabieg dotyczący różnych aspektów działalności Rady Ministrów, przeprowadzony na dużą skalę. Tymczasem, jeśli w ekipie Tuska do takiej wymiany dojdzie na jesieni, będzie to dotyczyło może dwóch, trzech ministrów. To jak najbardziej naturalne po blisko roku sprawowania władzy. Dlatego słowo rekonstrukcja użyte w tym wypadku jest zdecydowanie na wyrost.
- W takim razie po co premier zapowiadał rekonstrukcję?
- Do rządu weszło wiele osób spoza polityki, niezajmujących wcześniej tak wysokich stanowisk. Kierowanie administracją może przerosnąć nawet wielu polityków. Premier nie miał pewności, jak poradzą sobie ministrowie z całą biurokratyczną materią. Stąd nie ma nic dziwnego w tym, że przyglądał się pracy swoich podwładnych i oceniał jej efekty. Zapowiedź wymiany ministrów wynika też z faktu, że Tusk podkreślał, że zależy mu na skuteczności rządzenia, na efektach. Będzie więc oceniał efekty, a to nie jest takie proste.
- Politolog Rafał Matyja na łamach "Super Expressu" już kilka miesięcy temu przewidywał, że żadnej rekonstrukcji rządu nie będzie, że celem takiej zapowiedzi premiera było odwrócenie uwagi od nieudolności rządzących.
- Gabinet Tuska nie jest w tak trudnej sytuacji, by musiał odwracać od czegokolwiek uwagę. Jest oceniany pozytywnie, a teraz doszły dobrze oceniane negocjacje dotyczące tarczy antyrakietowej. Dotychczas PiS chodził w chwale obrońców interesu narodowego. A teraz to właśnie rząd pokazuje się opinii publicznej jako twardy negocjator, dbający o interesy Polski. Społeczna akceptacja może jednak zmaleć - np. na jesieni, kiedy przez Polskę przetoczy się fala protestów. Rząd ma opinię mało aktywnego, dużo osób zarzuca mu brak realizacji zapowiedzi. Nie wykluczam, że usunie się ministrów po to, by pokazać, że rząd reaguje na krytykę społeczną, chce działać szybciej, lepiej.
- Prof. Edmund Wnuk-Lipiński w wywiadzie dla "SE" stwierdził, że właśnie jesień może być punktem zwrotnym w działalności rządu. Argumentował on, że jeżeli po wakacjach koalicja PO-PSL nie zacznie reformować kraju, zacznie tracić, a w konsekwencji może upaść.
- Mam odmienne zdanie w tej kwestii. To właśnie reformowanie wznieci konflikty i spadek popularności rządu. Przetrwanie koalicji jest nadrzędnym celem Tuska. To z kolei blokuje reformy. Gdyby jednak zdecydowano się je przeprowadzić, natychmiast ujawniłyby się różnice między koalicjantami w wielu sprawach i pojawiłby się konflikt interesów. Małe i kosmetyczne zmiany nie są dla koalicji PO-PSL groźne, ale zmiany zasadnicze, kompleksowe, mogą być faktycznie przyczyną jej rozpadu. Wygląda na to, że koalicjanci dobrze to rozumieją i unikają spięć. PSL np. pozwala Platformie przeprowadzić reformę emerytalną dlatego, że nie dotyczy to jego elektoratu. Ludowcy mówią: my się do tego nie będziemy wtrącać, a wy nie wtrącajcie się nam do KRUS.
- Czyli żadnych głębszych reform nie będzie?
- Różnice programowe i interes koalicji niewątpliwie utrudniają przeprowadzenie reform. PO jest partią prorynkową, PSL raczej prospołeczną, choć to uproszczenie. A zatem, jeśli reformy, to bardzo ograniczone, tak by nie podważyły stabilnego istnienia rządu.
- Ale Polacy mogą tego nie wytrzymać...
- Wielu Polaków traci nadzieję, że w dziedzinie polityki gospodarczej rząd Tuska wykaże się szczególnymi osiągnięciami. Niestety, mamy obecnie do czynienia ze wzrostem cen i spowolnieniem gospodarczym. Notowania rządu spadają. Z oceną efektów pracy gabinetu Tuska poczekałabym jednak do jesieni. Wtedy kilka rządowych projektów ma wejść pod obrady Sejmu. Obiecuje się też odblokowanie barier dla przedsiębiorców.
- A jeśli na jesieni nic się nie wydarzy?
- Za dwa lata wszystkie negatywne zjawiska mogą się skumulować i wtedy rząd będzie zmuszony pomyśleć o bardziej zasadniczych działaniach, a także o głębszych zmianach personalnych i odświeżeniu swego wizerunku. Przed wyborami prezydenckimi Donald Tusk zapewne będzie starał się tchnąć w tę ekipę nowego ducha, bez względu na to, czy będzie startował w tych wyborach, czy też nie.
- Których ministrów powinno się wymienić?
- Ciekawe, że jeśli padają publiczne nazwiska, to w ogóle nie mówi się o ministrach z PSL, a tylko o tych, którzy zostali wyznaczeni przez PO. To kolejny dowód, że nie podejmuje się żadnych kroków, które mogłyby zachwiać koalicją.
- A jak ocenia pani premiera?
- Bardzo dobrze. Do tej pory nie popełnił dużych błędów. Jest aktywnym politykiem, mającym własne zdanie. Zwłaszcza na arenie międzynarodowej. Brak mu jednak zdecydowania w przeprowadzaniu zmian wewnętrznych, a z tego przede wszystkim będzie rozliczany. Uważam, że premier powinien wyznaczyć swojemu rządowi nie dziesięć, ale dwie -trzy priorytetowe reformy i wystąpić w roli ich gwaranta. Myślę, że przekonałby wtedy wielu swoich krytyków.
- Koalicja przetrwa pełne cztery lata?
- Nie widzę powodów, dla których koalicja miałaby upaść. Sądzę, że najtrudniejszy będzie dla niej ostatni rok, gdyż wtedy już wszyscy będą myśleli o wyborach i będą ostro szacować, co rządowi się udało, a co było tylko propagandą sukcesu.
Lena Kolarska-Bobińska
Profesor socjologii, dyrektor Instytutu Spraw Publicznych, b. dyr. Centrum Badania Opinii Społecznej. Ma 61 lat