Gdy nie znalazł jej również w Polsce, zdesperowany postanowił się zabić. Rzucił się pod pociąg na jednej z łódzkich stacji kolejowych. Zginął na miejscu.
Paul S. (45 l.) - obywatel Wielkiej Brytanii, wykładowca języka angielskiego - był prawdziwym obieżyświatem. Nim los rzucił go do Łodzi, podróżował po całym świecie. Najpierw uczył w rodzinnej Anglii na uniwersytecie w Oxfordzie. Później przeniósł się do Stanów Zjednoczonych. Tam uczył poprawnej mowy osoby, które przygotowywały się do pracy w filmie i teatrze. Wykładał też na Białorusi i Ukrainie. Ostatnie lata spędził w Polsce.
Wszędzie szukał prawdziwej miłości. Tej jednej jedynej. Miał nadzieję, że w końcu znajdzie ją w naszym kraju. Poszukiwał jej w Krakowie, gdzie uczył studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego, później w Poznaniu.
W końcu trafił do Łodzi. Tu znalazł pracę na uniwersytecie, ale kobiety swojego życia nie poznał. Samotność coraz bardziej zaczęła mu doskwierać. Najbardziej wtedy, gdy widział wokół siebie zakochane pary. Jakże on im wtedy zazdrościł! A kiedy słyszał, jak w piątek zakochani umawiali się na sobotni walentynkowy wieczór, coś w nim pękło. Postanowił, że 14 lutego umrze. Tego dnia poszedł na dworzec PKP Łódź-Niciarniana. Kiedy przez stację przejeżdżał pociąg relacji Warszawa - Łódź, rzucił się na tory. Koła ciężkiej lokomotywy rozszarpały jego ciało na cztery części...