Zwłoki Ewy Tylman, która zaginęła w listopadzie w 2015 roku w Poznaniu, zostały odnalezione w lipcu w 2016 roku na wysokości miejscowości Czerwonak (woj. wielkopolskie). Do Zakładu Medycyny Sądowej ciało 26-latki przewiozło dwóch pracowników zakładu pogrzebowego. Tam obaj robili zdjęcia zwłokom. - Robiłem to przede wszystkim w celach dokumentacyjnych. Ciało było w takim stanie, że ta odpadnięta stopa nie była winą z naszej strony - tłumaczył potem jeden z pracowników.
Rodzina 26-letniej dziewczyny postanowiła wytoczyć proces cywilny firmie pogrzebowej i domagała się 100 tysięcy złotych odszkodowania. Sąd uznał, że faktycznie, oskarżeni pracownicy są winni, ale żądana kwota jest zbyt wielka. Uznał, że "Uniwersum" zapłaci 30 tysięcy złotych odszkodowania. Wyrok nie jest prawomocny.
- Nie poczuwamy się do winy. Ta rozprawa traktowana jest przez nas jako próba wyciągnięcia pieniędzy. Odpowiedzialność ponosi ten, kto dopuścił się czynu karalnego. Dlaczego mamy ponosić odpowiedzialność za czyjąś głupotę? Czy Poczta Polska ma odpowiadać za listonosza, który okrada staruszki? - mówił prezes firmy.
Przypomnijmy: Ewa Tylman zaginęła w okolicy mostu świętego Rocha, w nocy z 22 na 23 listopada w 2015 roku. Mimo wielu działań ze strony policji, biura Krzysztofa Rutkowskiego oraz Grupy Specjalnej Płetwonurków RP, jej ciało udało się odnaleźć dopiero po 8 miesiącach. Przypadkowo odkrył je przechodzień, który wybrał się na spacer około 10 km od Poznania, w Czerwonaku. Ze względu na znaczy rozkład ciała, biegłym nie udało się ustalić przyczyny zgonu Ewy Tylman. Proces w sprawie jej śmierci ruszył 3 stycznia 2017 roku - na ławie oskarżonych zasiadł Adam Z., który usłyszał zarzut zabójstwa z zamiarem ewentualnym. Jednak po marcowej (w 2017 roku) rozprawie, sąd zdecydował, że mężczyzna może oczekiwać na wyrok na wolności; co istotne, sąd poinformował, że bierze pod uwagę uwagę zmianę kwalifikacji prawnej czynu z zabójstwa na nieudzielenie pomocy. Grożą za to trzy lata więzienia.