Wyrok w sprawie tej seksafery już jutro. W minioną niedzielę obserwatora wyborów na Ukrainie, Andrzeja Leppera, przyjął prezydent elekt Wiktor Janukowycz. Wczoraj ten sam A.L. zeznawał przed Sejmową Komisją ds. Nacisków w sprawie tzw. afery gruntowej. Jak to możliwe, że pierwszym polskim politykiem, z którym spotyka się przyszły prezydent wielkiego sąsiada, jest człowiek tak umoczony - wściekał się szwagier.
Jak on się tam wcisnął? To pierwsze pytanie. I co pomyślą o nas Ukraińcy, jeśli się okaże, że ten wybitny i pierwszy gość Janukowycza z Polski po jego wyborze pójdzie siedzieć za pospolite i wredne przestępstwo? Tyle słów wylano nie tylko na papier na temat błędów polskiej polityki w stosunku do Ukrainy. Winimy Donalda Tuska, Lecha Kaczyńskiego i innych... Bogu ducha winnych. Może i słusznie. Bo do Kijowa prześlizgnął się i reprezentował nas tam pan Andrzej. Nic, tylko się zastrzelić. Ze wstydu.