- Jechałyśmy w pierwszym wagonie. Nagle tramwaj zaczął sunąć bokiem, a po chwili z tyłu uderzył w nas drugi wagon - wspominają dramatyczne chwile Andżelika Gałka (17 l.) i Ewelina Bernstock (28 l.). -ĘWszyscy, którzy stali, zaczęli się przewracać i wpadać na siebie - opowiadają pasażerki.
Koszmar rozegrał się wczoraj około godziny 9.30. Jadąca w kierunku Katowic "jedenastka" wypadła z szyn na wysokości Stadionu Śląskiego w Chorzowie.
Zraniły odłamki szkła
- Zraniły mnie odłamki szkła -Ęwzdryga się Andżelika. - Dobrze, że tramwaj dopiero ruszył z przystanku i nie jechał szybko. Aż strach pomyśleć, co mogło się stać, gdyby z przeciwka jechał inny tramwaj - dodaje dziewczyna.
Lekarze musieli się zająć łącznie trzynastoma osobami jadącymi tramwajem. Większość z nich była na szczęście tylko potłuczona.
Choć wczorajszy wypadek jest już kolejnym w ciągu ostatnich tygodni, szefowie spółki Tramwaje Śląskie nadal bagatelizują się problem
- Podróżowanie naszymi tramwajami jest bezpieczne - przekonuje bez zażenowania dyrektor Bolesław Knapik (55 l.) z Tramwajów Śląskich. - Na bieżąco prowadzimy prace związane z utrzymaniem torowisk, a tabor przechodzi badania techniczne - zapewnia.
Dyrektor się zastanawia
Jak zatem tłumaczyć powtarzające się wypadki? Dyrektor Knapik przekonuje, że w Chorzowie tramwaj nie wyskoczył z szyn z powodu kiepskiego stan torów.
- Wykolejenie w tym miejscu jest zastanawiające. Sześć lat temu torowisko przeszło tu gruntowny remont - twierdzi Bolesław Knapik. - Przyczyny wypadku zbada komisja -Ęucina pytania dyrektor.
Dobre samopoczucie
Dobrego samopoczucia szefów Tramwajów Śląskich nie jest w stanie nic zmącić. - Nie zgadzam się z twierdzeniem, że na naszych szlakach dochodzi do wielu wypadków. Faktycznie, ostatnio mamy do czynienia z częstymi wykolejeniami, ale w ciągu roku nasze tramwaje przejeżdżają ponad 19 milionów kilometrów -Ęwylicza dyrektor Knapik.
Ciekawe, czy z taką samą skrupulatnością dyrektor wylicza, ile osób zostało zostało w ostatnich wypadkach rannych...
Nawet gaśnica nie zadziałała
Po wczorajszym wypadku ekipy techniczne próbowały udrożnić zablokowane tory. Robotnicy zdecydowali się na użycie palnika. W efekcie zapaliła się trawa wokół wagonu. Wtedy jeden z pracowników wbiegł do środka i przybiegł z gaśnicą będącą na wyposażeniu tramwaju. Niestety, gaśnica nie zadziałała. Ogień ugaszono, waląc w niego kijami i gałęziami.