- Ta policjantka ocaliła mi życie - mówi z wdzięcznością uratowana Zofia Frydrych (60 l.).
Kiedy pani Zofia przypomina sobie straszny pożar, łzy cisną się jej do oczu. Dookoła płomienie i gryzący dym... Wszyscy uciekli już z płonącego budynku. Sparaliżowana strachem pani Zofia została sama w mieszkaniu tuż obok płonącego strychu.
- Nie mogłam oddychać, nie byłam w stanie się poruszyć - opowiada. Kobieta na straszne wspomnienie ciągle trzęsie się z przerażenia. Od okrutnej śmierci w płomieniach dzieliły ją zaledwie minuty. Duszący dym wciskał się do jej płuc. Krzyki tych, którzy zdążyli już uciec, dopełniały obrazu grozy. Na szczęście obok palącego się domu przechodziła sierżant Kwietniewska. Była właśnie po dyżurze, wracała do domu. Na widok dymu szybko pobiegła do pożaru. To ona wezwała straż pożarną.
- W środku jest starsza kobieta - usłyszała od jednego z gapiów. Nikt jednak ani myślał biec ją ratować. Wszystkim brakowało odwagi. Ale nie dzielnej sierżant! Pani Katarzyna wzięła głęboki oddech i ruszyła do środka.- Pobiegłam do niej przez zadymiony korytarz. Znalazłam przerażoną kobietę na poddaszu - relacjonuje bohaterska funkcjonariuszka. - Pomogłam jej wydostać się z budynku - dodaje skromnie.
Zofia Frydrych nie jest w stanie słowami wyrazić swojej wdzięczności wybawicielce. - Ona ryzykowała dla mnie swoje życie. Tego się nie zapomina.