Jeszcze w piątek 24 kwietnia profesor Władysław Bartoszewski kończył prace nad swoim przemówieniem, które miał wygłosić w poniedziałek podczas polsko-niemieckich konsultacji międzyrządowych. Rano pojechał do siedziby rządu, bo chciał dopilnować, żeby z okazji przyjazdu niemieckiej kanclerz Angeli Merkel (61 l.) wszystko było dopięte na ostatni guzik. Ale w ciągu tego pracowitego dnia nie zapomniał o swojej ukochanej żonie. Mimo natłoku obowiązków zadzwonił do niej, by wyznać jej miłość. - Bardzo się ucieszyłam z telefonu Władka. Krótko rozmawialiśmy, niedługo miał być w domu. Powiedział mi na koniec, że bardzo mnie kocha. Wzruszyłam się - wyznaje w rozmowie z "Super Expressem" Zofia Bartoszewska.
Zrozpaczona kobieta wciąż nie może pogodzić się z tym, że tego dnia słyszała męża i widziała go po raz ostatni. - Władek niedługo rzeczywiście przyjechał do domu. Nagle gorzej się poczuł i karetka zabrała go do szpitala. Później przeżyłam szok. To wszystko jest dla mnie teraz bardzo trudne. Wraz z jego śmiercią skończyło się dla mnie już życie - wzrusza się pani Zofia. Oboje mieli jeszcze wspólne plany i marzenia. Niestety, nagła śmierć profesora je przerwała. - Niedawno wróciliśmy znad morza. Teraz planowaliśmy sierpniowy urlop. Pewnie wybralibyśmy się tym razem w góry... - mówi ze łzami w oczach pani Zofia.
Pogrzeb prof. Władysława Bartoszewskiego odbędzie się 4 maja na warszawskich Powązkach. Spocznie w pobliżu pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej.
Zobacz: Nie żyje Władysław Bartoszewski. RODZINA: żona Zofia, syn Władysław Teofil