Dla 230 osób, które były w miniony wtorek na pokładzie boeinga razem z kapitanem Tadeuszem Wroną (54 l.), pilot to bohater. Mimo awarii podwozia wylądował, ratując wszystkim życie. Nikt z pasażerów ani członków załogi nie został nawet lekko ranny. Wyczyn Polaka podziwiały media na całym świecie.
Co zatem wzbudziło lęk żony bohaterskiego kapitana, pani Marzeny Grylewicz-Wrony? Przecież, jak zapewnia prokuratura, postępowanie jest w sprawie, a nie przeciw komukolwiek...
- Nikt z załogi nie usłyszał żadnych zarzutów - podkreśla rzecznik warszawskiej Prokuratury Okręgowej Monika Lewandowska. I dodaje, że śledczy dopiero zbadają, czy zdarzenie zostało spowodowane przez błąd człowieka i czy w związku z tym zarzuty będzie można komuś postawić.
Pilot boeinga 767 z BOHATERA stanie się OFIARĄ?
Marzena Grylewicz-Wrona obawia się, że osobą, na której skupią się śledczy, będzie właśnie jej mąż.
- Dopiero teraz zaczną się problemy - stwierdziła kobieta. Przedsmak postępowania państwo Wronowie mieli już w nocy z wtorku na środę. Zaraz po fantastycznym lądowaniu pilot był wiele godzin przepytywany przez prokuraturę.
Pani Marzena martwi się pytaniami, które wtedy zadawano jej mężowi... W przyszłym tygodniu zostanie przesłuchanych 220 pasażerów. Prokuratura nadała im status pokrzywdzonych. Uszkodzony samolot został już przetransportowany do bazy technicznej LOT-u.
Eksperci z Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych wnikliwie go badają. Wnioski przekażą prokuraturze. Specjaliści przeprowadzili także eksperyment z systemem awaryjnego otwierania podwozia na innym boeingu. Wyników nie chcą jednak ujawnić.