Poznali się w aeroklubie, bo oboje byli szybownikami. Pani Marzena od razu wyczuła, że ten sympatyczny i niezwykle ciepły mężczyzna to jej przyszły bohater. Wiedli spokojne, szczęśliwe życie w domu pod Raszynem (woj. mazowieckie). Aż do feralnego wtorku. - Kiedy dowiedziałam się z telewizji, że Tadeusz będzie lądował awaryjnie, pomyślałam "Jezus Maria". Ale wiedziałam, że się uda - mówi, nie kryjąc wzruszenia. - To było genialne lądowanie. Zaraz potem zadzwonił i powiedział "Cześć". Powiedziałam mu, że jestem z niego dumna i to mu wystarczyło, żeby przetrwać długie godziny przesłuchań. Mówił, że to mu pomogło - opowiada pani Marzena. Wronowie powinni mieć wiele powodów do świętowania. Ale dla nich ten lot jeszcze się nie zakończył, wciąż trwają przesłuchania, a Tadeuszowi Wronie, choć bezpiecznie wylądował na warszawskim Okęciu, wciąż grozi upadek. - Teraz zaczną się problemy i z bohatera mogą zrobić ofiarę - mówi z niepokojem żona pilota.
Samoloty kochał zawsze
Tadeusz Wrona swoją podniebną pasję rozpoczął w Aeroklubie Lubuskim w Przylepie pod Zieloną Górą (woj. lubuskie). Mieszkał w pobliskiej Nowej Soli, dokąd razem z rodzicami i starszym bratem Kazimierzem przeprowadzili się ze Słubic. Wcześniej mieszkał w Żywcu, gdzie się urodził. Wrona, jak sam to określił w jednym ze swoich życiorysów, pochodzi z rodziny inteligencji pracującej. Tata był głównym księgowym, mama pracownikiem umysłowym w Zakładach Przemysłu Lniarskiego. W II klasie Technikum Elektrycznego jako siedemnastoletni chłopak wybłagał u mamy Ludwiki pozwolenie na naukę pilotażu i pierwszy w życiu lot. Teraz ten zwykły na pozór świstek papieru nabiera historycznego wręcz wymiaru. - Zachowało się to pozwolenie - z dumą pokazuje je Leonard Kossiński (62 l.), znajomy Tadeusza Wrony, szef wyszkolenia Aeroklubu Lubuskiego.
Lata cała rodzina
Wcześniej do klubu zapisał się też starszy brat Tadeusza, Kazimierz. - Oni się tak nawzajem zarażali tą miłością do latania. To się czuło, że oni nie są pilotami przez przypadek - mówi Kossiński. Gdy bracia zostali już przyjęci do Aeroklubu, w każdej wolnej chwili uczyli się latać na szybowcach. - Nie miał taryfy ulgowej, musiał szorować szybowiec z komarów jak każdy - mówi Kossiński, ale zaraz dodaje, że Wrona wykazywał się ogromnym hartem ducha, ale i talentem. - A że latał dobrze, to latał najpierw na szybowcach, a potem na innych maszynach - mówi szkoleniowiec i podkreśla, że Tadeusz był bardzo zdeterminowanym pilotem. Nawet w szkole średniej miał opinię zdolnego, pilnego i grzecznego. - On po prostu taki był, co widać po kartach egzaminacyjnych, które zachowały się w Aeroklubie. Same piątki i czwórki - mówi Kossiński i dodaje, że Tadeusz Wrona nigdy nie odpuszczał. W 1974 roku, zaledwie po trzech latach od rozpoczęcia treningów, miał już złotą odznakę szybowcową z trzema diamentami, najwyższą z możliwych. Cztery lata później zakochany w lotnictwie Wrona zaczął szkolić się już na samolotach, a w 1981 roku liznął nawet samolotowej akrobacji. Ukończył studia w Rzeszowie w jedynym przez długi czas cywilnym Ośrodku Kształcenia Lotniczego i zaczął loty na dużych, poważnych samolotach. W lotniczej drodze towarzyszył mu też brat, który tak jak Tadeusz pracuje w Polskich Liniach Lotniczych LOT.
Wciąż lata szybowcami
Mimo natłoku zajęć i wyjątkowo czasochłonnej pracy w PLL LOT kapitan Wrona nigdy nie zapomniał o swojej szybowcowej pasji. Kilka razy w roku pakuje walizki i przyjeżdża do Leszna na zawody szybowcowe, w których regularnie bierze udział. - Niektórzy piloci walczą ze sterami, ale nie kapitan Wrona. Jest niezwykle płynnym pilotem, spokojnym, zrównoważonym - mówi Robert Koralewski z Aeroklubu Leszczyńskiego i dodaje, że Tadeusz to pilot z krwi i kości. Nic dziwnego, że w jego ślady poszedł też syn Mikołaj.
Córka kpt. Wrony chwali swojego bohaterskiego ojca: Jestem dumna z taty!
21-letnia Natalia, córka kpt. Tadeusza Wrony, nie kryje dumy ze swojego ojca. - Tak, jestem bardzo dumna. I to wszystko, co chcę teraz powiedzieć, bo wciąż emocje są bardzo duże - przyznała w rozmowie z "Super Expressem" Natalia Wrona. W feralny wtorek, jak miliony Polaków na żywo w telewizji, śledziła relację z awaryjnego lądowania na Okęciu. Jednak ona do końca wierzyła, że jej tata poradzi sobie z tym karkołomnym zadaniem i bezpiecznie posadzi boeinga 767 na ziemi.
Leonard Kossiński (62 l.) jest dumny z przyjaciela: Miał talent do latania
Tadeusz Wrona wykazywał się ogromnym hartem ducha, ale i talentem. A że latał dobrze, to latał najpierw na szybowcach, a potem na innych maszynach - mówi szkoleniowiec Z Aeroklubu Lubuskiego.