Piotr Broda (+ 55 l.) z Żor na Śląsku miał w Getin Banku kredyt konsumpcyjny i kartę kredytową. Zmarł nagle w październiku ub. roku. Syn zmarłego, Marcin Broda (32 l.), chcąc uporządkować sprawy ojca, pojawił się w oddziale banku.
- Przedstawiłem m.in. akt zgonu taty - opowiada mężczyzna. - Kredyt był ubezpieczony, więc powiedziano mi, że nie muszę spłacać rat, a nawet karty kredytowej. Usłyszałem, że wszystko jest załatwione i mam się niczym nie martwić - dodaje pan Marcin.
Okazało się jednak, że te zapewnienia nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. Już po tygodniu na adres nieboszczyka, na jego imię i nazwisko przyszła pierwsza przesyłka z banku. Getin domagał się wpłaty raty kredytu wraz z odsetkami.
- Zdębiałem, ale cóż, znowu poszedłem do oddziału wytłumaczyć kolejny raz, że ojciec nie żyje - mówi Marcin Broda. - Znowu to samo, przyjęli do wiadomości i zapewnili, że doszło do pomyłki, która się nie powtórzy - opowiada syn zmarłego klienta.
Niestety sytuacja powtórzyła się kolejny raz. - Ttuż przed Wigilią zapukał listonosz i powiedział, że ma do Piotra Brody polecony list z banku - wścieka się pan Marcin. - Moja mama się popłakała. Ile razy mamy informować bank, że ojciec nie żyje? - pyta.
Być może wreszcie bankierzy się opamietają. - Wnikliwie badamy sprawę - zapewnia Wojciech Sury, rzecznik Getin Banku. - Wyrażam również głębokie ubolewanie w związku z tym, że doszło do tak dyskomfortowej sytuacji w relacji z rodziną naszego byłego klienta - dodaje.