Prokurator przesłuchał już rodziców Zosi i Mateusza, którzy zginęli na przejeździe kolejowym w Pniewitach. Zrobił to dopiero teraz, ponieważ wcześniej zdecydował, że nie będzie tego robił przed pogrzebem dzieci. Jednak zaraz po pogrzebie przesłuchany został ojciec Zosi i Mateusza. - To nie on siedział za kierownicą w tracie wypadku, ale był świadkiem zdarzenia - mówił dla portalu Pomorska.pl Witold Preis z Prokuratury Rejonowej w Chełmnie, który zajmuje się sprawą. - Przesłuchiwany przedstawił wersję, że zarówno on, jak i żona, upewnili się czy z żadnej strony nie nadjeżdża pociąg. Nie zauważyli szynobusa, który w nich uderzył. Poczuli tylko nagłe, silne uderzenie w tył samochodu - dodał Preis.
Matka ofiar nie została jeszcze przesłuchana. Maszyniści twierdzili, że kobieta wjechała na tory, a oni wcześniej dawali sygnały dźwiękowe. Nie udało się im jednak zahamować przed pojazdem.
Przypomnijmy, do wypadku doszło 3 czerwca. Wieś nie otrząsnęła się jeszcze po tragedii. - No jak z tym żyć? Jak? - załamywał ręce Jan Przeperski (58 l.), najbliższy sąsiad Kamili (31 l.) i Filipa (31 l.) O. Widział, jak w środę szykowali się do podróży, jak wsiadali z dziećmi do samochodu. - Mateuszek (+6 l.) jeszcze mi pomachał, Zosia (+3 l.) siedziała obok niego. Jezu. jakie to były fajne dzieci... - dodaje. Tragedia wydarzyła się niemal na jego oczach, bo dom rodziny O. dzielą od przejazdu śmierci zaledwie 72 metry. - To Kamila prowadziła. Przed torami się zatrzymała. Ale tam naprawdę ledwo co widać - opowiada mężczyzna.
Zobacz też: Pniewite (woj. kujawsko-pomorskie). Matka straciła dzieci na przejeździe, teraz walczy o życie