O swojej pierwszej miłości i o tej prawdziwej, która ciągle trwa, znany aktor opowiada tylko "Super Expressowi".
Moją pierwszą miłością była koleżanka z przedszkola Ewa Gawryszewska. Gdy na rytmice pocałowałem ją w rękę, ona od razu poskarżyła się pani: "A Piotrek całuje mnie w rękę". Wiadomo, że gdy pani się odwróciła, ja znowu ją całowałem. Za te zaloty dostałem kilka razy linijką po łapach. Ale nie pomogło. Kiedy wychodziliśmy bawić się do ogródka, zastępowałem Ewie drogę i mówiłem, że nie puszczę jej, dopóki nie powie, że mnie kocha. Nie wiem, jak potoczyły się jej losy...
Moją pierwszą poważną miłością, tą prawdziwą i taką na śmierć i życie, jest moja żona Ewa Kuryło (54 l.). Poznaliśmy się w szkole teatralnej, byliśmy razem w jednej grupie i graliśmy razem. Zaiskrzyło między nami dopiero na drugim roku. Podchody, żeby jak to się dziś mówi "z nią być", zajęły mi rok.
Ludzie mówią, że jestem komikiem na ekranie, ale jakim komikiem musiałem być, żeby ją rozśmieszyć i zdobyć. To był długi, misterny proces.
Ślub wzięliśmy dopiero po ośmiu latach naszego związku. I tak naprawdę to nie był nasz pomysł, ale Jurka Dobrowolskiego (57 l.), reżysera i aktora. Przeprowadził z nami taką pouczającą rozmowę. Tłumaczył nam, że jeżeli jesteśmy zdecydowani być razem na poważnie i długo, to powinniśmy wziąć ślub, bo żyjemy w dziwnym kraju. Ludzie, a zwłaszcza dzieci potrafią być okrutne i z pewnością znajdzie się takie, które będzie dokuczało naszej córce, że pochodzi z niezalegalizowanego związku.
W końcu stwierdziliśmy, że Jurek ma rację i nie będziemy dłużej odkładać tej decyzji. Nasza Zosia była już wtedy na świecie i miała dwa miesiące. Nie byliśmy zbyt zamożni, więc wzięliśmy ślub cywilny bez hucznego wesela.
Dziś jestem szczęśliwym mężem, ojcem, a przede wszystkim spełnionym człowiekiem.