Podczas meczu kilka razy łapał się za głowę, chodził wściekły przy ławce rezerwowych i ostro przeklinał pod nosem. Przyszła jednak chwila, kiedy i on w końcu mógł się uśmiechnąć. - Uff - takie było pierwsze słowo Henryka Kasperczaka (62 l.) po meczu z Jagiellonią: - Nareszcie zwycięstwo! W końcu mieliśmy więcej szczęścia.
Zabrzanie wygrali dopiero trzeci mecz w tym sezonie i nadal zajmują ostatnie miejsce w tabeli. Po ostatnim gwizdku sędziego cieszyli się jednak tak, jakby zdobyli mistrzostwo Polski. Kibice, którzy wypełnili stadion po brzegi, także szaleli z radości i po spotkaniu większość piłkarzy do szatni schodziła w samych majtkach.
- Dobrze, że mi je zostawili - śmiał się bramkarz Górnika Sebastian Nowak. To jemu w dużej mierze zawdzięczają, że nie stracili w sobotę punktów. Kilka razy bronił w beznadziejnych sytuacjach.
Bohaterem meczu był jednak zdobywca jedynej bramki - Dariusz Kołodziej. W 54. minucie popisał się wspaniałym uderzeniem z rzutu wolnego z 30 metrów.
- To na Mikołaja dla bliskich i kibiców - mówił Kołodziej po spotkaniu. - Wreszcie jest nadzieja, że wiosną będzie lepiej, i wiara, że potrafimy wygrywać. Gdybyśmy tu przegrali, to jedną nogą bylibyśmy w I lidze. Nietrudno się domyślić, w jakich nastrojach byli goście. - Mikołaj był dzisiaj w czarnym garniturze i zrobił Górnikowi parę prezentów - komentował Piotr Lech. - Bo jak inaczej nazwać to, że sędzia nie podyktował dla nas dwóch karnych?!
Porażkę swojej drużyny ze spokojem przyjęli fani z Białegostoku. Część z nich spóźniła się na mecz, bo autokar, który ich wiózł, wpadł do rowu i spotkanie zaczęło się z 15-minutowym opóźnieniem. Jednak później rozebrani do połowy znakomicie się bawili.