Wszystko zaczęło się w urzędzie stanu cywilnego przy al. KEN 61. Tam odbył się ślub. Potem sprawy przybrały bardzo szybki i zaskakujący obrót. Gdy świeżo upieczeni małżonkowie przyjęli życzenia od gości i opuszczali USC, przed ich oczyma rozegrał się dramat. Rozległ się okropny huk i zgrzyt gniecionej blachy! Peugeot uderzył w volkswagena. Państwo młodzi stanęli jak wryci. Pan młody i jego świadek Paweł Kowalski (30 l.) są ratownikami Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego. Dlatego nie zawahali się ani chwili. Zostawili orszak weselny i ruszyli na pomoc rannym w wypadku. Za biegnącymi wystrojonymi mężczyznami pobiegł również ślubny fotograf.
- Zadziwiające, ale to oni kierowali całą akcją. Dyrygowali wszystkimi. Z pomocą przyszli im strażacy, od których dostali rękawiczki i apteczkę - opowiada dumna z męża pani Magda. Po przyjeździe karetki młodzi mężczyźni przekazali poszkodowanych lekarzom i wrócili na uroczystości. Dwie osoby, które trafiły do szpitala MSWiA przy ul. Wołoskiej, czują się dobrze i już wróciły do domu. To one na własnej skórze odczuły, jak działają ratownicy z zamiłowania. Zawsze każdy może liczyć na ich pomoc i nic nie stanie im na przeszkodzie, nawet własny ślub.
Zostawiona żona nawet przez chwilę nie była zła na męża i świadka. Stała i grzecznie czekała, aż panowie skończą ratować ludzi i będą mogli wrócić. Taka żona to skarb.
- Oni musieli to zrobić. Inaczej mieliby wyrzuty sumienia. Poza tym w życiu nie widziałam tak eleganckich ratowników - śmieje się panna młoda.
To jest prawdziwa miłość. Mimo że nawet na własnym ślubie Michał Gąsieniec był w pracy, żona jest z niego bardzo dumna. To był najbardziej efektowny i nietypowy ślub. Państwo młodzi z pewnością nie zapomną tego wyjątkowego dnia. Nowożeńcom życzymy szczęścia, a pani Magdzie gratulujemy męża.