Niewielki sklepik spożywczy, niemal w samym centrum Pabianic koło Łodzi. Ewa J. i Mariusz Ł. z synkiem Krzysiem przyszli tu w samo południe. Mężczyzna z dzieckiem został na zewnątrz, do środka weszła matka chłopca. - Poprosiła o butelkę wódki i papierosy - opowiada ekspedientka Anna Polewka (18 l.). - Zapakowałam te towary do torby i podałam je na ladę. Wtedy ta pani poprosiła jeszcze o ciastka. Włożyłam paczuszkę do torebki. Ale ta kobieta chciała jeszcze kawę. Kiedy po nią sięgałam, chwyciła tamte rzeczy i wybiegła ze sklepu.
Ewa J. i Mariusz Ł. rzucili się do ucieczki. Synka zostawili pod pawilonem. Chłopczyk zaczął płakać, krzyczeć "mamo, mamo, poczekaj", ale jego matka była głucha na błagalne prośby malca. Pani Ania, która wybiegła za złodziejką, natychmiast zorientowała się, że stojący na ulicy Krzyś został jako zastaw za wódkę. Wzięła go na ręce i przytuliła. Potem weszła z nim do środka, grzecznie wyprosiła klientów ze sklepu i zamknęła drzwi na klucz. - Chwilę potem zadzwoniłam na policję i opisałam całą sytuację - opowiada.
Nim na miejsce przyjechał radiowóz, do sklepu zapukała matka chłopca. - Powiedziała, żebym oddała jej syna, to zwróci mi to, co ukradła. Okazało się jednak, że ma same ciastka. Wódka i papierosy przepadły - wyjaśnia ekspedientka.
Niedługo potem pojawili się policjanci. Ewa J. nie wypierała się, że ukradła towar. Stwierdziła, że wódkę i papierosy zabrał jej partner, a ona wróciła po dziecko. Dodała też, że wypiła dwa kieliszki, co raczej nie do końca było prawdą, bo wydmuchała w alkomat 1,6 promila alkoholu. Została zatrzymana, a dziecko trafiło pod opiekę babci. Wyrodnym rodzicom za kradzież i porzucenie dziecka grozi teraz do pięciu lat więzienia. O dalszym losie chłopca zdecyduje też sąd rodzinny.