Orlando Magic, nowy klub polskiego koszykarza Marcina Gortata (23 l.), rozpoczął właśnie cykl meczów przedsezonowych. 31 października startuje nowy sezon. Polscy kibice liczą, że Gortat będzie spędzał na parkiecie więcej czasu niż jego dwaj polscy poprzednicy w lidze zawodowej, Cezary Trybański i Maciej Lampe.
Jednak nikt ze sztabu trenerskiego Magic nawet mu nie sugeruje, czy i na jak długo będzie się pojawiał na boisku.
- Nie próbuję się tego domyślać, robię swoje, a muszę przyznać, że w życiu tak ciężko nie trenowałem - mówi Marcin.
Ale nawet poważna kontuzja kolegi z drużyny Tony'ego Battie, wyłączająca go na cały sezon, niekoniecznie zwiększyła szansę Polaka na lepszą pozycję w zespole. - Podczas treningów na jego miejsce próbowani są inni gracze - przyznaje Gortat, który doskonale zna swoje miejsce w szeregu.
Przynieś, podaj, pozamiataj
- Jestem tu nowy i na każdym kroku mi się o tym przypomina - komentuje nasz człowiek w Orlando. - Trenerzy powtarzają, że przede wszystkim przyszedłem tu się uczyć.
Pierwszoroczniak z Polski ma też inne, niezwiązane z koszykówką obowiązki. Na przykład... służenie starszym kolegom.
- Taka jest dola debiutanta - wyjaśnia Marcin. - Jeśli trzeba skoczyć do lodówki i przynieść im napoje, to lecę oczywiście ja. A gdy komuś skończyły się ręczniki, wysyła Gortata - śmieje się nasz koszykarz. - Mogę też zapomnieć o ustawianiu się na początku jakiejkolwiek kolejki. Od razu idę na koniec, bo i tak by mnie tam przesunęli.
I natychmiast uspokaja: - Nikt mnie tu nie prześladuje, to nie ma nic wspólnego z wojskową "falą". Wszystko jest sympatyczne, robione z humorem. To los każdego "rookie" (żółtodzioba - red.) w NBA.
Bardziej doświadczeni koszykarze z Florydy potrafią się odwdzięczyć. Pierwszy środkowy Orlando, Dwight Howard, umiał wykonać sympatyczny gest w stronę partnera. Po jednym z treningów, w którym rywalizowali w grze jeden na jednego, gwiazdor "Magików" wynagrodził Polaka.
- Wręczył mi 1500 dolarów, całe swoje kieszonkowe za dzień obozu - opowiada Marcin. - Powiedział: "Trenuj tak dalej, jesteśmy drużyną, trzymamy się razem". To było naprawdę miłe.
Jak angielska królowa
Innym razem Gortat z bliska obejrzał limuzynę Howarda. - Ma takiego rolls-royce'a, jakim jeździ chyba królowa angielska - wspomina polski środkowy. - Oczywiście to nie było tak, że dostałem kluczyki, żeby sobie pojeździć. Deszcz padał i nie chciało mu się lecieć po rzeczy - śmieje się Marcin.
Nasz zawodnik w każdej chwili musi być też przygotowany na niespodzianki ze strony innych graczy. Bo to normalne, że debiutantom robi się kawały.
- Słyszałem o najdziwaczniejszych żartach - mówi Gortat. - Zastawienie samochodu na parkingu, tak że trzeba wracać taksówką do domu, to standard. Nie zdziwię się, gdy któregoś dnia otworzę drzwi samochodu, a ze środka wysypie się popcorn. Czekam, co dla mnie wymyślą.
TRZY I PÓŁ MINUTY
Właśnie tyle czasu spędził na parkiecie Amway Arena Marcin Gortat w pierwszym w swoim życiu meczu przedsezonowym NBA. Koszykarze Orlando Magic przegrali z Atlanta Hawks 93:94, a Polak zgodnie z oczekiwaniami wszedł na boisko jako trzeci środkowy za Dwightem Howardem i Adonalem Foylem. Pojawił się w składzie 3 i pół minuty przed końcem IV kwarty.
Gortat nie zdobył punktów, zadowalając się 1 oddanym rzutem, 1 zbiórką i 1 faulem.
Rewelacyjne zawody rozegrał pierwszy center Orlando. Howard zdobył 30 pkt, zaliczył 11 zbiórek i 4 bloki. Kolejne spotkanie ekipa Magic gra dzisiaj przeciwko Charlotte.