- Ale wędkowali ojciec, dziadek, brat, więc miałam się od kogo uczyć - wspomina. 25 sierpnia koło wędkarskie, do którego należy, zorganizowało zawody na największą rybę. Zarzuciła przynętę i długo nie czekała na branie. Wędka wygięła się w pałąk, ledwo utrzymała ją w rękach. - Serce biło jak oszalałe, nogi mi drżały - opisuje.
Patrz też: Władimir Putin na rybach bez koszulki
Z potworem walczyła 15 minut. W końcu zobaczyła jego ogromne cielsko przy powierzchni wody. Z pomocą ruszyli jej inni wędkarze i sum znalazł się na brzegu. Był tak ciężki, że pani Kasia nie miała sił, aby go podnieść. Jak zachowywali się panowie, którzy przegrali zawody? Wielu gratulowało, inni odjechali ze spuszczonymi głowami.