Chłopak do dziś nie odzyskał przytomności, a jego matka nie ma pieniędzy na kosztowną rehabilitację dziecka. Nie dość, że Paweł nie dostał renty z ZUS-u, nie otrzymał też odszkodowania z prywatnej firmy. Bo... nie był w stanie podpisać dokumentów. A bandyci są na wolności i cieszą się życiem.
2 października Paweł wracał autobusem z kina. Był z kolegą. Nagle podeszli do nich bandyci wśród, których był 21-letni Bartłomiej L. Zaczęli awanturować się z przyjacielem Pawła. Wtedy on stanął w jego obronie. - Pawła wypchnęli z autobusu, bili go po głowie. Lekarze mówią, że to cud, że przeżył taki uraz głowy - mówi Hanna Wasek (42 l.), matka chłopaka.
Bandyci bili tak mocno, że Paweł do dziś nie jest w stanie nic zrobić samodzielnie: nie rusza się, nie mówi.
Sąd skazał oprawców na dwa lata w zawieszeniu na pięć lat. Dodatkowo każdy ma zapłacić 30 tysięcy złotych na leczenie Pawła. Ale jak do tej porynie zapłacili ani grosza.
Mało tego, ZUS odmówił przyznania Pawłowi renty. - Paweł miał przepracowane 22 miesiące. Aby dostać rentę, potrzebne są 24. Bo takie są przepisy - mówi kobieta. Paweł był też prywatnie ubezpieczony. Zgodnie z umową należy mu się 30 tysięcy złotych. - Nie mogę ich dostać, bo syn nie może się podpisać. Musiałam skierować do sądu sprawę o ubezwłasnowolnienie syna - mówi kobieta. Miesięcznie na rehabilitację syna potrzebuje 2,5 tysiąca złotych.
Hanna Wasek nie zamierza się jednak poddawać, bo kocha syna ponad wszystko.