Nowe przepisy pozwoliły Staroń uwłaszczyć się na lokalu w centrum Olsztyna. Posłanka się broni, ale koledzy z Platformy nie dają jej wiary. Wczoraj zapowiadali, że wyrzucą ją z klubu.
O sprawie Staroń od dawna huczało w Olsztynie. Kilka lat temu posłanka PO wraz ze wspólnikami wybudowała na gruncie spółdzielni mieszkaniowej "Pojezierze" lokal użytkowy.
W ubiegłym roku Staroń z innymi właścicielami pawilonu uwłaszczyli się na gruncie. Jest on wart około 300 tys. zł.
- Za prawo do wieczystego użytkowania nie zapłaciła ani złotówki - mówi Wiesław Barański, prezes spółdzielni "Pojezierze". - Nic nie mogliśmy zrobić. Dzięki prawu, które tworzyła posłanka Staroń, musieliśmy przekazać jej nieodpłatnie grunt, który należał do spółdzielni - dodaje Barański. Sprawę ujawniła wczorajsza "Rzeczpospolita". Co na to pani poseł? - Zdaję sobie sprawę, że przez lata społecznej działalności naruszyłam interesy wielu grup, także niektórych posłów. Zrobią wszystko, bym dalej nie działała. Ale nie dam się zastraszyć - broni się Staroń. Twierdzi, że grunt, na którym stoi pawilon, do dziś nie jest jej własnością.
Kiedy zamykaliśmy to wydanie "Super Expressu" nie było jeszcze decyzji PO w sprawie posłanki Staroń.