Zrobili mi z matki córkę

2008-09-30 4:00

Absurd! Przez bałagan w urzędniczych papierach mieszkaniec Bytomia pochował matkę jako córkę. O udowodnienie, że jest synem zmarłej, musi walczyć w sądzie.

- Moja mama pewnie teraz przewraca się w grobie - wzdycha Żan Nowacki (52 l.). - Przez błędy w dokumentach, które popełnili urzędnicy, nie potrafię dowieść, że moja mama mnie urodziła - dodaje.

Przyjechała z Francji

Mama pana Nowackiego, Krystyna Maria, pochodziła z Francji. Urodziła się w Nancy w 1919 r. W latach 50. przeniosła się do Karpacza, gdzie urodziła troje dzieci: Żana, jego siostrę bliźniaczkę Różę i starszą Liliannę.

Dopiero po śmierci pani Krystyny wyszło na jaw, że z Francji nie przywiozła żadnych dokumentów potwierdzających dane osobowe, a w dowodzie osobistym są przekłamania.

- Mama zgubiła dowód pod koniec lat 70. Milicjant, który spisywał notatkę, wszystko pokręcił - mówi pan Żan. - Zrobił z mamy Marię, zmienił nazwisko rodowe, nawet miejsce urodzenia jest źle napisane - wylicza mężczyzna.

Kiedy po latach urzędnicy mieli wymienić stary dowód pani Krystyny, przepisali to, co było w starym dokumencie. - Rzeczywiście, bazowano głównie na tym, co znajdowało się w dokumencie z lat 70. W naszych teczkach osobowych nie ma ani aktu urodzenia, ani aktu małżeńskiego pani Krystyny - przyznaje Barbara Balicka (42 l.), kierownik Urzędu Stanu Cywilnego w Karpaczu.

Na błędnie wydanym dowodzie się nie skończyło. Na akcie zgonu w rubryce ojciec osoby zmarłej widnieje... pan Żan. - Zrobili ze mnie ojca mojej matki! - oburza się mężczyzna. Przez tę pomyłkę miał problem z pochówkiem własnej matki. ZUS początkowo nie chciał wypłacić zasiłku pogrzebowego.

Rozpoczął batalię

Żan Nowacki rozpoczął batalię z urzędnikami, aby poprawić błędy w dokumentach. Ale to nie lada wyzwanie. - Bez aktu urodzenia lub małżeńskiego tej pani nie jesteśmy w stanie niczego zmienić - twierdzi Barbara Balicka. - O te dokumenty należy się ubiegać w stosownym urzędzie we Francji - dodaje.

O poprawienie błędnych danych osobowych zmarłej można również wystąpić do sądu. - Wówczas to sąd będzie docierał do stosownych dokumentów. Zresztą nieraz wystarczy tylko przesłuchanie świadków, którzy są w stanie potwierdzić autentyczne dane osoby - tłumaczy sędzia Andrzej Wieja (54 l.), rzecznik Sądu Okręgowego w Jeleniej Górze.

Żan Nowacki traci już wiarę w dobrą wolę urzędników. Wybrał się do parafii w Karpaczu i uzyskał od proboszcza zgodę na przeniesienie prochów mamy na Śląsk.

- Księdzu wystarczył mój dowód. Tu wszyscy nas znali - mówi pan Żan, zapalając znicz na mogile mamy. - Aż boję się pomyśleć, jak często bywałbym na jej grobie, gdyby to urzędnicy mieli decydować, komu można wydać jej prochy!

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki