Od 48 godzin pani Maria nie wypuszcza z rąk różańca. Modli się żarliwie za duszę Pauliny i prosi Boga o zmiłowanie dla reszty rodziny. Gdyby nie te modlitwy i środki uspokajające, pewnie odeszłaby już od zmysłów. Paulina była jej trzecią, najmłodszą córką. Była?
- Wciąż nie mogę uwierzyć w to, co się stało. I nigdy się z tym nie pogodzę - mówi drżącym głosem. I opowiada, z jaką determinacją jej ukochane dziecko radziło sobie w życiu. Z małego Serocka pod Bydgoszczą wyrwało się na trudne studia, zrobiło licencjat, zaczęło magisterkę. - Zaocznie, bo musiała pracować na swoje utrzymanie. Rozwoziła jedzenie w bydgoskim centrum onkologii - dodaje jej mama.
Tragedią Pauliny żyje cały Serock. Bo Tomasikowie, miejscowi rolnicy, to szczególnie szanowana rodzina. - Nikt tu nie powie o nich złego słowa. A Paulina? Zdolna była, pracowita jak mało kto. Dobrze miała poukładane w głowie. To niesprawiedliwe, że Bóg zabiera do siebie najlepszych - komentują sąsiedzi tragiczny finał studenckiej imprezy.
W nocy z 14 na 15 października na Uniwersytecie Technologiczno-Przyrodniczym w Bydgoszczy studenci bawili się na dyskotece - 1200 osób stłoczonych w dwóch salach połączonych wąskim łącznikiem. Właśnie tam doszło do masakry. W ścisku wybuchła panika. Ponoć czuć było gaz pieprzowy. Ludzie ruszyli do wyjścia i zaczęli się tratować. Jedna osoba zginęła, 16 zostało rannych...
Okoliczności tragedii badają policja i prokuratura. Tymczasem władze uczelni zawiesiły w obowiązkach prof. Janusza Prusińskiego, prorektora do spraw studenckich. Rektor, prof. Antoni Bukaluk, nie zamierza podawać się do dymisji.
Zobacz: Bydgoszcz. Ojciec stratowanej studentki: Kuzynka zadzwoniła do mnie o 3.30. Byłem w szoku...