Ta historia ma wiele znaków zapytania. Pod koniec grudnia 2014 roku Mateusz Leszczyński z Kobylina pojechał pobawić się na dyskotekę do Prusic pod Wrocławiem. Wyszedł z lokalu i ślad po nim zaginął. Poszukiwania trwały 40 dni. W końcu znaleziono zwłoki chłopaka - leżały w polu, niedaleko dyskoteki. Już to wydaje się dziwne, bo przecież okolica była dokładnie spenetrowana podczas poszukiwań. Śledczy nie dopatrzyli się jednak działania osób trzecich i orzekli, że doszło do nieszczęśliwego wypadku - Mateusz upadł na ziemię i się udusił.
W taki scenariusz nie chciała uwierzyć matka. O pomoc w rozwikłaniu zagadki poprosiła detektywa Krzysztofa Rutkowskiego. - Nie mam wątpliwości, że Mateusz został zamordowany. Podczas sekcji zwłok na jego ciele odkryto siniaki oraz ślady paznokci na karku i za uchem - mówi pani Agnieszka. Wtóruje jej detektyw, który dotarł do nagrania z monitoringu dyskoteki. - Widać na nim, jak Mateusz jest zabijany! - twierdzi.
Jego zdaniem chłopak wyszedł z dyskoteki z osobami, które dobrze znał. Po chwili dołączyły do nich kolejne dwie osoby. - Wtedy doszło do egzekucji. Mateusz został mocno chwycony od tyłu i uduszony. Stąd te ślady po paznokciach - relacjonuje Rutkowski. - Później zwłoki zostały podrzucone na pole.
Detektyw już wie, kim są osoby widoczne na filmie. Informacje przekazał prokuraturze. - Mam nadzieję, że sprawiedliwość zwycięży i mordercy Mateusza zostaną ukarani - mówi pani Agnieszka.