- Nie mogłem przecież zawieść małżonki. Może i lwem salonowym nie jestem, ale tańczyć się nie wstydzę - cieszy się Grzegorz Dolniak, wiceszef klubu PO.
Przez siatkówkę mógł zostać kaleką. To była sekunda - wyskoczył wysoko do piłki, ściął ją z całej siły, a kiedy upadł na parkiet, w jego oczach pojawiły się łzy. Diagnoza była fatalna: w kostce strzeliła torebka stawowa. - Moja prawa noga nie ma ze mną łatwego życia. Mam nadzieję, że lekarz będzie miał dla mnie dobre wieści, bo już dłużej z tymi kulami nie wytrzymam - martwił się, idąc do kliniki na zdjęcie gipsu.
W jednej z przychodni w Będzinie, przywitała go pielęgniarka uzbrojona w specjalną piłę do cięcia gipsu. Na szczęście obyło się bez rozlewu krwi. Po kontuzji pozostała jeszcze widoczna opuchlizna.
I choć lekarz zabronił posłowi forsowania nogi, ten ma już plan na... szybkie rozruszanie kończyny.
- Na sylwestra zabieram żonę na salę - zapowiada. Ma nadzieję, że kostka nie odmówi posłuszeństwa. - Idzie przecież karnawał. Co jak co, ale nogi w tym okresie muszą być zdrowe - uśmiecha się wpływowy polityk PO.
Przyznaje, że przez kontuzję rodzina obchodziła się z nim jak z jajkiem. - Zazwyczaj to ja odpowiadam w domu za porządki przedświąteczne. Tym razem z wszystkich prac zostałem zwolniony. Tylko ciasto na rogale zagniotłem, ostatecznie ręce miałem zdrowe - dodaje z uśmiechem.