- Janusz Kurtyka mawiał ponoć, że "nigdy nie pojedzie do Rosji, bo już by stamtąd nie wrócił"...
Zuzanna Kurtyka: - Rzeczywiście, pamiętam, że kilkakrotnie to powtarzał. Zawsze traktowałam to jako żart albo megalomanię. A okazało się ponurą przepowiednią...
- Kto poinformował panią o śmierci męża? Kancelaria Premiera? Sejmu?
- Nikt się ze mną nie kontaktował. Właściwie do tej pory tej informacji nikt oficjalnie mi nie przekazał.
>>> Katastrofa w Smoleńsku - poznaj opinie internautów!
- Czy jako krewni ofiar czujecie się bagatelizowani przez władze?
- Nie można z rodzinami ofiar rozmawiać przez media. Nie mogą dowiadywać się istotnych rzeczy po jakimś czasie z gazet. Przecież nie chcemy, by noszono nas na rękach czy zapraszano na wycieczki z panią prezydentową. Chcemy, by traktowano nas z szacunkiem. ( ) Byłam na spotkaniach z prokuraturą. Nie jestem jednak w stanie rozmawiać z premierem Tuskiem. Skierowaliśmy do niego petycję w imieniu części rodzin, dotyczącą umiędzynarodowienia śledztwa. Odparł krótko, że nie widzi takiej potrzeby. O cóż więcej mogłabym go zapytać?
- Pani ostatnia rozmowa z mężem dotyczyła wizyty w Katyniu?
- Rozmawialiśmy bardzo krótko. Właściwie minęliśmy się w drzwiach. Miał za chwilę wrócić. Pytałam o syna, czy dał mu kolację... Później dzwoniłam tuż po północy, pytając, czy dojechał już do Warszawy. Kilka zdań, nasza ostatnia rozmowa.