Sensacyjne ustalenia nie potwierdzą się, dopóki nie będzie wyników ekshumacji zwłok. Do tego czasu nikt, nawet rodzina porwanego i zamordowanego biznesmena nie może mieć pewności, czy w grobie na cmentarzu w Płocku leży Krzysztof Olewnik.
Prokuratorzy uspokajają, że nie podważają tożsamości znalezionego ciała, ale chcą jedynie naprawić karygodne błędy, jakie popełniono przy identyfikacji ciała w 2006 r. O jakie zaniedbania poprzednich ekip śledczych i policjantów chodzi? Kod genetyczny z dwóch znalezionych kości różni się od tego pobranego z kości ramienia. Wątpliwości mogłoby rozwiać powtórne badanie, ale zarówno kości, jak i wyniki analiz DNA zniknęły w tajemniczych okolicznościach.
Przeczytaj koniecznie: Rodzina Olewnika nie widziała ciała
"Dziennik Gazeta Prawna" ustalił, że próbki pobrano niezgodnie z procedurą przed oficjalną sekcją zwłok. Gdańscy śledczy twierdzą, że ciało zabitego w 2003 r. Olewnika mordercy szczelnie zawinęli w siatkę ogrodzeniową i nie było szans, by pobrać fragmenty zwłok do badań. Potwierdza to tylko najgorszy scenariusz, że biegli lekarze sądowi z Olsztyna, którzy wtedy pracowali nad sprawą, mogli nawet nie wiedzieć szczątków.
Lekarz uwierzył mordercy
Jeden z oprawców przedsiębiorcy z Drobina, Sławomir Kościuk, zeznał w 2006 r., że zaraz po otrzymaniu okupu na jesieni 2003 r. razem z Robertem Pazikiem udusili Olewnika i zakopali w lesie pod miejscowością Różan na Mazowszu. Tej wersji trzymał się biegły z Olsztyna, którzy potwierdził, że szczątki leżały w ziemi prawie 3 lata.
Ekspert określił termin zgonu, choć nawet nie zbadał stopnia rozkładu zwłok i próbek ziemi z prowizorycznego grobu. Poza tym nikt nie zidentyfikował ciała po uzębieniu, bo "wyparowała" dokumentacja stomatologiczna. Nie pobrano też włosów z odkopanych szczątków
Niedbalstwo śledczych rodzi przypuszczenie, że w grobie Krzysztofa Olewnika nie leży porwany i bestialsko zamordowany biznesmen.