Jeśli nasze nieuzasadnione (nikt nie umarł, nie ma poważnych kłopotów) przygnębienie trwa dłużej niż 3 tygodnie i myślimy, że tak już będzie zawsze, nie lekceważmy tego stanu. Zwróćmy się o pomoc do lekarza lub psychologa.. Szybko ustępujący stan przygnębienia potocznie nazywa się „sezonową depresją”, co może być mylące. Mając chandrę, jesteśmy smutniejsi i mniej skorzy do działania - i to wszystko. Depresji może towarzyszyć uporczywe analizowanie przykrych zdarzeń, przysłowiowe „rozdrapywanie ran”, poczucie winy. Dzwonkiem alarmowym jest myślenie o śmierci jak o metodzie wyjścia z matni.
Jak ożywić martwy sezon
Późną jesienią zwykle nie możemy być tak aktywni, jak przez pozostałą część roku. Osobom lubiącym kontakt z naturą, przerwa w wegetacji może popsuć humor. Można jednak znaleźć sobie zajęcia zastępcze, najlepiej równie przyjemne.
*Humor poprawi aktywność fizyczna na świeżym powietrzu, nie wymagająca idealnej pogody. Wysiłek wzmaga wydzielanie tak zwanych „hormonów szczęścia”, podnoszących nastrój.
*Przygnębieniu przeciwdziała oderwanie się od codziennej monotonii i zmiana miejsca pobytu, związana z nowymi bodźcami i wrażeniami. Jeśli, choćby na krótko, zmienimy otoczenie, np. wyjeżdżając gdzieś, gdzie ładnie jest również po sezonie, wrócimy do domu stęsknieni, z lepszym nastawieniem.
*Dobrze jest umówić się ze znajomymi, wspólnie poplotkować, pożartować, oderwać się od monotonnej i przewidywalnej codzienności. Jeśli nie mamy ochoty wychodzić z domu, przynajmniej pozwólmy sobie na proste przyjemności, jak przeglądanie kolorowych pism, czytanie „głupich” romansów. Nie miejmy wyrzutów sumienia, że w czasie, kiedy dobrze się bawiliśmy, mogliśmy zrobić coś „pożyteczniejszego”. Bądźmy dla siebie wyrozumiali, a znacznie wzrośnie nasza odporność na chandrę.
*Kontakt fizyczny z ludźmi, ale również zwierzętami to znane remedium na chandrę. Terapeutyczne działanie gładzenia, przytulania, masażu, polega na wiążącym się z kontaktem fizycznym wydzielaniu hormonów poprawiających nastrój. Tak samo działa jedzenie czekolady, nie ma więc sensu, żebyśmy jej sobie odmawiali.
Depresja-mity i fakty
Mit:Depresja to po prostu silne przygnębienie, smutek z jakiegoś powodu.
Fakt:Depresja nie pojawia się po prostu kiedy dzieje się coś złego. Można na nią zachorować nawet wtedy, kiedy wszystko wydaje się być w porządku.
Mit:Depresja ma zawsze takie same objawy.
Fakt:U dwóch osób chorych na depresję objawy mogą być niepodobne. Depresji może towarzyszyć uczucie przygnębienia i silne poczucie winy, innym razem jest to tylko poczucie silnego zmęczenia. Brak apetytu jest dość typowy, ale objawem depresji może być też wzmożony apetyt. Także problemy ze snem mogą być zupełnie odmienne u różnych osób. Jeden chory na depresję może cierpieć na bezsenność, inny przesypiać całe noce i większość dnia. Typowe dla depresji jest nieodczuwanie przyjemności z rzeczy, które dotąd sprawiały radość.
Mit:Z depresji można się wyleczyć dzięki pozytywnemu myśleniu.
Fakt:To jedna z większych bzdur. Depresja jest bardzo poważna chorobą, szkodzącą organizmowi. W jej wyniku można się nabawić np. cukrzycy lub chorób serca. Pozytywne myślenie, optymistyczne nastawienie do życia to coś dla osób z chandrą, którym wystarczy „wzięcie się w garść”. Depresję leczy się farmakologicznie, lekami najnowszej generacji, sterującymi wytwarzaniem tzw. „hormonów szczęścia” oraz tych, które zatruwają organizm i psychikę poczuciem zupełnej bezsilności, beznadziei i bólem istnienia w najgorszym wydaniu. Potrzebna jest też długotrwała terapia.
Mit:Na depresję cierpią melancholicy, nieudacznicy, artyści i osoby narcystyczne.
Fakt:Depresję może mieć każdy: wesołek i nieuleczalny optymista też. Co więcej można na nią zapaść w każdym wieku. Pierwsza depresja może być ostatnią, ale to zdarza się rzadko.
Mit:Antydepresanty mogą wywołać chorobę psychiczną.
Fakt:To nieprawda. Antydepresanty zmieniają chemię mózgu w taki sposób, aby chory nie odczuwał niepokoju, strachu i odzyskał zadowolenie z życia. Te leki stabilizują nastrój, pozwalając normalnie funkcjonować. Nie wywołują żadnych chorób.