Swoje życie zawdzięcza mamie, która choć sama płonęła, znalazła w sobie siły, by ratować córkę. Chwyciła ją i wyrzuciła przez okno. Sama walczy o życie.
Rodzina Zmelonków - Tomek (33 l.), Honorata (32 l.), Michaś (3 l.) i Wiktoria (7 l.) nie byli bogaci. - Ale Tomek był pracowity, Honoratka uczynna, a dzieciaki zadbane! - mówią ich bliscy. Koszmar wydarzył się w piątek po godz. 20, gdy pan Tomasz chciał rozpalić w piecu węglowym. Chwilę później nastąpiła gigantyczna eksplozja. - To był potężny huk! Kula ognia wybiła okno, a z mieszkania zaczęły wydobywać się płomienie - opowiada 13-latek, który wezwał straż. W tym czasie w zadymionym mieszkaniu rozgrywał się horror! Pani Honorata po omacku zaczęła szukać dzieci! Dopiero po chwili odnalazła córeczkę. Mimo że sama płonęła - siłą wypchnęła ją przez okno. Jej udało się wyskoczyć dopiero, gdy płomienie ogarnęły jej włosy i ubranie. W płonącej odzieży i z córką na rękach zdołała dobiec do sąsiadów i błagać o pomoc!
- To był horror! Poparzona Honorata krzyczała: "Wezwijcie pomoc, ratujcie ich" - mówi świadek pożaru i dodaje, że w mieszkaniu oprócz Zmelonków była też i mama pani Honoraty. Po chwili na miejsce przyjechało sześć wozów strażackich. Już w trakcie dogaszania pożaru okazało się, że w mieszkaniu są dwie ofiary: Tomasz i jego synek Michałek. Zginęli na miejscu. - Byli tacy dobrzy. Dlaczego ich to spotkało? - pyta bezradnie Joanna Zmelonek, która w tragedii straciła syna i wnuczka.
Cudem ocalona Wiktoria przebywa w szpitalu. Jeszcze nie wie, że straciła braciszka i tatę, a jej mama i babcia strasznie poparzone walczą o życie.