Żyję dzięki Wam Czytelnicy!

2008-08-21 9:00

Spójrzcie uważnie w roześmiane oczy Mateuszka (2 l.). Tak dziękuje dziecko, któremu Wy, Czytelnicy "Super Expressu", uratowaliście życie. Po raz kolejny pokazaliście, jak wielkie są Wasze serca. Dzięki pieniądzom, którymi hojnie obradowaliście Mateuszka, udało się przeprowadzić skomplikowaną operację chłopczyka w Monachium. A jeszcze pół roku temu życie tego dziecka wisiało na włosku.

Nie dopuściliśmy do tego. Mateuszek Matusik (2 l.) z Krakowa nie umrze. Za pieniądze przekazane przez Czytelników "Super Expressu" uroczemu dzieciaczkowi zreperowano chore od urodzenia serduszko. Teraz już nic mu nie grozi, może żyć jak inne dzieci. - Dziękujemy wszystkim Czytelnikom "Super Expressu" za to, że uratowali nam synka. Mati też dziękuje z całego swego naprawionego serduszka - Urszuli Matusik (28 l.), mamie chłopca, brakuje słów wdzięczności za to, co dla nich zrobiliście.

Dziecko tylko z jedną połową serduszka

Mateuszek urodził się z połową serca. Zaledwie w ósmym dniu życia słodki maluszek po raz pierwszy trafił pod nóż. Profesor Edward Malec (54 l.), ówczesny szef kliniki kardiochirurgii dziecięcej w szpitalu w Prokocimiu, uratował mu życie po raz pierwszy. I nie ostatni, bo po dziewięciu miesiącach, tuż przed Bożym Narodzeniem, serduszko Mateuszka profesor znów zoperował. Pozostała trzecia, najważniejsza operacja. Marzeniem Urszuli i Grzegorza ( 34 l.) Matusików, rodziców chłopczyka, było, by zabiegu dokonał profesor Malec, który pracuje teraz w klinice w Monachium. Marzenie jednak nierealne, bo nie było ich stać na zapłacenie 16,2 tys. euro. To była cena operacji i życia ich ukochanego jedynaka. Gdy to opisaliśmy, nasi Czytelnicy pokazali, że mają wielkie serca. Przesłane przez nich pieniądze pozwoliły na wyjazd do niemieckiej kliniki.

Operacja trwała pięć godzin. - To były najdłuższe godziny w moim życiu - wyznaje cicho pani Urszula, która na krok nie odstępowała swego synka. Siła życia tego malca była ogromna. Już po trzech godzinach odłączono go od respiratora, po dobie od stymulatora serca.

Mati jest już w domu

Gdy wydawało się, że mały pacjent zostanie wypisany do domu, w opłucnej stwierdzono płyny. Zdarza się to w jednym na osiem przypadków po takich operacjach. Przytrafiło się i Matiemu. Lekarze i tym razem mu pomogli. Po dwóch miesiącach pobytu w klinice chłopczyk właśnie wrócił do Krakowa. Zrobione tu badania nie pozostawiają wątpliwości - jest w pełni zdrowy! Już nie sinieje, nie brakuje mu tchu, nie męczy się tak jak kiedyś. Nic dziwnego, że ma wielki apetyt na wszelkie zabawy, a uśmiech nie znika z jego okrągłej twarzyczki. - Już nic nie zabierze nam Matiego - raduje się mama chłopca. - Nigdy nie zapomnimy, co dla nas zrobił "Super Express" - dodaje, spoglądając na synka, a ten po swojemu dołącza się do podziękowań i na odchodne małą rączką macha reporterom "Super Expressu".

Ten kardiochirurg uratował już setki polskich dzieci

Jeden z najwybitniejszych w Europie kardiochirurgów dziecięcych, specjalizuje się m.in. w leczeniu hipoplazji lewego serca (schorzenie, które polega na niewykształceniu się lewej komory serca). Od 1997 roku kierował Kliniką Kardiochirurgii Dziecięcej w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie. Gdy tu operował, na ratujące życie zabiegi przyjeżdżały z Polski i zagranicy dzieci z najcięższymi wadami serca. W połowie 2007 roku odszedł z Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego. Zanim to nastąpiło, pod Wawelem głośno było o konflikcie z niektórymi lekarzami, którzy zarzucali mu nieodpowiednie traktowanie. Szalę przeważyła decyzja dyrekcji szpitala o ograniczeniu przyjęć dzieci z ciężkimi wadami serca spoza Małopolski. Od czerwca 2007 roku profesor kieruje Kliniką Kardiochirurgii Dziecięcej Uniwersytetu Ludwiga Maximilliana w Monachium. O polskich chorych dzieciach nie zapomniał. To specjalnie dla nich wynegocjował ulgową stawkę za operacje.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki