Kościelni biznesmeni oczywiście od razu się na nas rzucili. Od oburzonych księży usłyszałem, że nasza propozycja jest „bezbożna”. Wydaje mi się to dosyć dziwne. Dotąd sądziłem, że nakarmienie głodnych dzieciaków to akurat bardzo zbożny cel. Ale, jak widać, nie wszyscy tak uważają.
Dziś państwo zaniedbuje swoje obowiązki wobec obywateli, a jednocześnie przekazuje olbrzymie pieniądze biskupom. To nie w porządku – przecież nie wszyscy jesteśmy katolikami. Nie ma powodu, żeby ateiści, prawosławni czy buddyści finansowali działalność wyznaniową organizacji, do której nie należą. Zresztą pasożytowanie ojca Rydzyka i jemu podobnych na budżecie regularnie podnosi też ciśnienie milionom katolików. Oni także mają dosyć pazerności.
Nikt nie chce przeszkadzać Kościołowi w prowadzeniu ewangelizacji. Rzecz w tym, żeby prowadził ją za własne pieniądze. Kościoły powinny być traktowane jak każda inna organizacja pozarządowa. Ich finanse powinny być jawne. Nie ma też powodu, żeby księża byli zwolnieni ze składek emerytalnych czy z podatku od nieruchomości. Przez lata polityczne elity dawały Kościołowi kolejne prezenty. Efekt jest taki, że co roku z budżetu wyciekają miliardy złotych. A biskupi ciągle wołają: chcemy więcej.
Partia Razem ma prostą propozycję: niech Kościół utrzymuje się sam. Te środki są potrzebne na ważniejsze cele. Dlatego przeznaczymy je na programy społeczne. Zamiast lekcji religii – posiłki dla dzieci w szkole. Zamiast przywilejów emerytalnych i podatkowych księży – budowa dziennych domów opieki dla osób starszych. Zamiast finansowania katolickich uczelni – wyższe stypendia dla doktorantów i młodych naukowców.
Czas na finansowy rozdział Kościoła od państwa.