Na dzień przed rocznicą wciąż nie wiadomo, co się wydarzy. Tą samą trasą mają przejść dwie konkurencyjne manifestacje. Prezydent Rzeczypospolitej na przemian układa się i przepycha ze skrajną prawicą. Spanikowany minister Brudziński przez długie tygodnie nie umiał porozumieć się z policjantami, więc nie było kogo wysłać do pilnowania porządku. Teraz teren manifestacji ma podobno zająć wojsko. Naprzeciw kibolom wyjadą transportery opancerzone. A władze? Zadowolone z siebie mówią, że "podjęły ryzyko".
Nie wiem, czym ma się skończyć uliczna przygoda PiSu z nacjonalistami. Obawiam się, że rządzący też tego nie wiedzą. Czy prezydent Duda pomaszeruje na tle rasistowskich transparentów? Mateusz Morawiecki założy kominiarkę i weźmie racę w dłoń? PiSowscy oficjele pójdą ręka w rękę z włoskimi faszystami, honorowymi gośćmi Marszu Niepodległości? A może wojsko zetrze się na rondzie Dmowskiego z bojówkarzami? Teraz już każde rozwiązanie jest złe. I każde ośmiesza Polskę.
Okrągła rocznica to nie jest zaskoczenie. Naprawdę można było przygotować te obchody z wyprzedzeniem. Prawica lubi opowiadać, że dba o wizerunek Polski za granicą. Za grube pieniądze powołała nawet do tego celu specjalną fundację. Mam dla rządzących bezpłatną poradę: odpuśćcie sobie ten pochód. Państwo powinno organizować samodzielne, godne obchody, a nie kraść imprezę brunatnym bojówkarzom. Przyklejając się do przemarszu ONRu po prostu szkodzicie Polsce. Kibole wystylizowani na faszystowskie bojówki mogą podniecać prawicowych dziennikarzy, ale na świecie budzą odrazę i niechęć. Niezależnie od tego, czy rząd pójdzie z mimi na współpracę, czy na siłową konfrontację, telewizyjne obrazki z Warszawy pokażą słabość naszego państwa. Bo skoro Polska nie radzi sobie ze zorganizowaniem święta narodowego, to jak inne kraje mają traktować nas poważnie?