Pani Oksana miała udar mózgu. To zagrożenie życia, a dla właściciela firmy kłopot. Musiałby się wytłumaczyć, dlaczego łamał prawo. Pani Oksana została więc zapakowana do samochodu i wywieziona poza teren zakładu. Po drodze właściciel firmy “przypomniał sobie”, że łamie prawo. Gdyby pojechał do szpitala, wszystko mogłoby się wydać. Dlatego wywiózł kobietę na przystanek - żeby udawać, że nie ma z nią nic wspólnego.
Miał pecha, sprawą zainteresowały się media. Pewnie tylko dlatego w ogóle trafiła do sądu. Jak zareagowało polskie państwo? Z wyrozumiałością - dla silniejszego. Z uzasadnienia można się dowiedzieć, że skoro firma dynamicznie się rozwija, to właściciel “nie jest zdemoralizowany”. Jak widać, igranie czyimś życiem to nie problem - jeśli twoja firma przynosi zyski. Żeby zasłużyć na złą opinię, pan przedsiębiorca musiałby chyba osobiście dobić panią Oksanę. A i wtedy pewnie znalazłoby się jakieś usprawiedliwienie. W firmie ponoć “dramatycznych uchybień nie stwierdzono”. Pan przedsiębiorca co prawda zatrudniał na czarno, ale za to miał dobrą opinię w sanepidzie. Kto by się więc przejmował życiem i zdrowiem Ukrainki.
Lekcja jest prosta. Zatrudnianie na czarno jest OK. Zacieranie śladów łamania prawa jest OK. Opóźnienie pomocy w sytuacji zagrożenia życia jest OK. Wystarczy, żeby ofiara słabo mówiła po polsku. Wtedy sprawę można łatwo zamknąć “dobrowolną ugodą”. Biznesmen ma więc problem z głowy.
Pani Oksana jest sparaliżowana, pod wnioskiem o ugodę podpisała się odciskiem palca. Zgaduję, że usłyszała: "nie masz na co więcej liczyć". Bo przecież nie na sprawiedliwość.
Ta sprawa mało kogo obchodzi. Liberałowie powiedzą: “nie wolno krytykować niezawisłych sądów”. PiSowcy i inni, którym patriotyzm pomylił się z nienawiścią do obcych, tylko wzruszą ramionami - w końcu to “tylko Ukrainka”. A mnie, kiedy czytam o tej sprawie, po prostu wstyd. Przez lata wściekaliśmy się, kiedy Polaków traktowano na Zachodzie jak pracowników drugiej kategorii. Czy naprawdę teraz sami będziemy postępować równie podle?