Odpowiadam: bo obowiązkiem polityka z Warszawy jest dać warszawiakom szansę na normalny rozwój ich miasta. Jestem jedynym politykiem Prawicy – praktycznie cala reszta prześciga się w obiecywaniu rozmaitych socjalnych dobrodziejstw – i ludzie powinni mieć wybór. Bo to śp. Małgorzata Thatcherowa uratowała Wielka Brytanie z kosmicznej zapaści, w jaka wpędzili ją socjaliści; to p. Rudolf Giuliani uratował Nowy Jork, który upadał pod ciężarem korupcji i przestępczości pospolitej...
Mnie stać, by rzucić wysoko-płatne stanowisko w PE – co dowodzi, ze nie idę tam po to, aby kraść. Nie pcham się też zanadto: mógłby, na kampanie wydać znacznie więcej – ale to warszawiakom powinno zależeć na normalnym prezydencie. Dla mnie to byłoby kilka lat harówki, użerania zie za złodziejami i malwersantami z Ratusza, obrzucania jajkami albo czymś gorszym przez zawodowych związkowców i innych takich. Mam liczna rodzinę, male dzieci...
Natomiast co najmniej dwóch moich konkurentów wywala na te kampanie dziesiątki milionów, latają za wyborcami jak psy za suką, zdecydowali się nawet złamać prawo rozpoczynając kampanie o sześć miesięcy przed czasem – ale co im tam! Gdybym ja to zrobił, to by mnie łupnięto; przedstawicielom PO i PiS - u, rządzącym Polska z nadania śp. gen. Czesława Kiszczaka wszystko, oczywiście uchodzi płazem.
Na czym polega zasadnicza odmienność polityka Prawicy – i tych wszystkich lewicowców? Na tym, że ja będę liczył zyski i straty miasta – a nie zyski i straty budżetu miasta. Jeśli, na przykład, na remont ulicy planuje się wydać milion przez trzy miesiące – a można by to zrobić w dwa tygodnie, ale za trzy miliony – to ja zacznę liczyć. I jeśli się okaże, ze przez te dodatkowe dwa i pół miesiąca sto tysięcy warszawiaków straci na czasie („Czas – to pieniądz!!) i w wypalonej benzynie po 35 zł średnio na głowę – teraz NIKT tego nie liczy – to wydam trzy miliony.
Bo nie ludzie dla są dla miasta, lecz miasto jest dla ludzi. Dla ludzi, którzy mieszkają w Warszawie, by tu pracować i zarabiać.
Bo to się liczy!