Janusz Korwin Mikke

i

Autor: Super Express

Niech szkoły bankrutują!

2018-09-04 5:24

Słowo „bon” po francusku oznacza „dobry” – np. „Bon jour”, a „bon oświatowy” jest po prostu znakomity. Był zresztą zastosowany w kilku miastach w Polsce, w kilku w USA i zapewne w innych krajach – wszędzie przy protestach związków zawodowych nauczycieli.

Szkołami bowiem zawiadują politycy, urzędnicy z Ministerstwa Edukacji anty-Narodowej oraz nauczyciele. I wszyscy chcą nimi rządzić. Tymczasem, oczywiście, powinni rządzić w nich rodzice – bo są w nich uczone ich dzieci. Dokładnie tak samo, jak karmione są ich dzieci w restauracjach: rodzice wybierają z menu przedstawionego przez właściciela – a jak im się nie podoba menu, zmieniają restaurację.

Dzięki temu co roku np. w Warszawie bankrutuje kilkadziesiąt restauracji usiłujących wcisnąć klientom to, czego oni nie chcą jeść i dawać swoim dzieciom. A na ich miejsce powstają nowe, zapewne lepsze. I z restauracjami nie ma problemu – a ze szkolnictwem jest. Bo związki zawodowe wcale nie chcą, by źli nauczyciele wywalani byli na zbity pysk, a złe szkoły bankrutowały!

Przyczyną jest komunizm. III RP ma odziedziczoną po PRL zasadę, że „szkolnictwo jest bezpłatne” – a wiadomo, że darmowe mięso tylko psi jedzą. I co tu robić? Na zmianę Konstytucji nie ma szans...

Rozwiązaniem jest bon. Forsę wydawaną na oświatę wpłacamy do banku. Tę sumę dzieli się przez liczbę uczniów. Następnie dzielimy jeszcze przez 10. Dajemy rodzicom książeczką z 10 czekami – i tata płaci szkole co miesiąc. A szkoła odbiera forsę w banku.

Jak rodzicom się szkoła nie podoba – to zabierają dziecko do innej. Szkoły, jak restauracje, czekają na takich klientów.

Jedni rodzice będą płacili szkołom, które uczą byle jak, byle wydały dyplom ukończenia – a inni będą wybierali szkoły wymagające – lub nawet bardzo wymagające. Będą mogli, rzecz jasna, do pieniędzy państwowych dopłacać. Jednak każde dziecko będzie mogło otrzymać bezpłatną edukację. Nie zawsze wiele wartą – tak samo, jak obecnie.
Zadaję krótkie pytanie: jak chcecie Państwo, by dziecko nauczyło się dobrze po francusku czy po niemiecku – to liczycie na reżymową „bezpłatną” szkołę – czy posyłacie je na prywatne kursy?

No, to teraz wyobraźcie sobie, o ile lepiej Wasze dzieci znałyby matematykę, historię, fizykę, język polski czy biologię, gdyby zamiast uczęszczać do szkoły reżymowej, chodziły do szkoły, której właściciel boi się zbankrutować, a nauczyciel źle uczący boi się wylecieć z roboty?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki