W niedzielę po południu zwierzę zostało odłowione i trafiło do wrocławskiego zoo. „Gazeta Wrocławska” podaje: „Krokodyl ogrzewa się już w komfortowych warunkach. Ustalono też z całą pewnością, że jest to kajman okularowy”.
Oczywiście w normalnym kraju zamiast szukania „specjalistycznej firmy” przyjechałby z ZOO dozorca kajmanów i zabrał zwierzaka swoim wysłużonym „Cinquecento”. Ale u nas są inne obyczaje. Pamiętam, jak z dwumetrowej (!) wyschłej studni wyciągały psa i sarenkę aż trzy oddziały Straży Pożarnej.
Ciekawe, jakby się urzędnicy zachowali na widok przeciętnego muzułmańskiego terrorysty? Bo prości ludzie to by sobie dali rade – ale przecież wszystko powinno biec zgodnie z urzędową rutyną...
A teraz pytania.
Skąd wziął się w stawie kajman? Ktoś go wyrzucił. Kto? Na pewno właściciel - przerażony, że po wejściu w życie ustawy chroniącej zwierzęta zostanie ukarany wysoką grzywną.
Po drugie: dlaczego wszyscy się cieszą, że biedne zwierzę pozbawiono wolności? Dlaczego norki w klatce to coś okropnego – a kajman w ZOO to już w porządku? Wyjaśniam: norka hodowlana na wolności też nie przeżyje.
Dlaczego w cyrku nie wolno pokazywać zwierząt za pieniądze – a ZOO we Wrocławiu może? Byłem niedawno, oglądałem tam również krokodylowate; imponująca ekspozycja, nawiasem pisząc.
Podsumujmy:
Z okazji uchwalania ustaw padają tysiące górnolotnych słów. Są one potem ubierane w prawnicze paragrafy. Po czym okazuje się, że gdyby te paragrafy potraktować serio, to życie by w kraju zamarło.
Nie wiem, czy zdajecie sobie Państwo sprawę, że na mocy ustawy nazwanej „futerkową” patrol jakiegoś stowarzyszenia opieki nad naszymi braćmi słabszymi może wejść Wam siłą (!!) do domu, stwierdzić, że Wasz kanarek przebywa w niedopuszczalnych warunkach, odebrać go Wam, sprzedać - a pieniądze łożyć na wspomożenie swojej organizacji?
Bo komuniści z PiSu zakwestionowali podstawową Zasadę Własności: „Zwierzę należy do właściciela”.