Pierwszy fantasta Rzeczpospolitej postanowił właśnie, że wchodząca w życie ustawa rozstrzyga kwestię przejścia pani prezes Gersdorf w stan spoczynku. Prezydent uznał, że zwykła ustawa stoi wyżej niż konstytucja, co pogłębia i tak już nieukrywane zażenowanie macierzystej uczelni pod adresem Andrzeja Dudy. Wydział Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego niejednokrotnie apelował do swojego absolwenta o przestrzeganie konstytucji i dochowanie złożonej przysięgi. Wspólnota akademicka wzywała swojego wychowanka do wetowania ustaw, które nie mieszczą się w standardach Unii Europejskiej oraz Rady Europy. Wszystko na nic, bo gestorem poczynań doktora Dudy nie jest prawo, a dysponent polityczny.
Duda niejednokrotnie wyrażał się pogardliwie o ustawie zasadniczej. Twierdził, że jest „przejściowa”, „mniejszościowa”, „napisana w gabinetach” i „dla elit”. Pomijał milczeniem fakt, że w referendum konstytucyjnym wzięło udział ponad 12 milionów obywateli, którzy w większości opowiedzieli się za jej przyjęciem. Nie wspominał, że uchwalenie konstytucji było poprzedzone pięcioletnim okresem prac i konsultacji nad jej projektem. Nie posunął się wprawdzie do określeń Józefa Piłsudskiego, który z lubością nazywał demokratyczną konstytucję z 1921 r. „konstytutą” i twierdził, że „śmierdzi chlewem poselskim”, ale inspiracje marszałka w odniesieniu do obowiązującego prawa są widoczne. Jest zresztą z czego czerpać. Na mocy rozporządzenia prezydenta Mościckiego władze sanacyjne mogły przenosić do innego sądu lub w stan spoczynku sędziów wszystkich szczebli bez ich zgody. Minister Grabowski, a wcześniej prokurator zasłużony w procesie brzeskim, wprowadził zwyczaj przysyłania do sądów okręgowych gotowych wyroków opracowanych w Warszawie. A nad wszystkim królował przepis, który zapewne ucieszyłby dziś Zbigniewa Ziobrę, że „naczelny nadzór nad wszystkimi sądami i sędziami sprawuje Minister Sprawiedliwości”.