W ocenie gry polskiej reprezentacji królują przymiotniki i to raczej jednego rodzaju. Nie chcę ich powtarzać lub wymyślać nowych. Tym bardziej, że będą jeszcze długo używane zarówno w subtelnych analizach jak i zwykłym żargonie. Moją uwagę skupiła inna okoliczność. Oto mijają mundialowe dni, a tu jeszcze żadna raca nie została odpalona na stadionie, nie ma rasistowskich transparentów i okrzyków, nie pobiły się grupy kibiców, na ulicach zamiast burd trwa piłkarski karnawał, a organizatorzy zbierają zasłużone pochwały. W niektórych komentarzach czuć nawet zawód i rozżalenie. No bo jak to? Przecież brytyjskie gazety biły na alarm, że rosyjscy chuligani i argentyńscy kibole zawarli pakt wymierzony w Anglików, którzy nie zamierzają być bezczynni. Urządzimy wam III wojnę światową – odgrażali się krewcy mieszkańcy Albionu. Niektórzy nawet przeprowadzili wstępny rekonesans zachęcając kolegów, że w Rosji nie ma czegoś takiego jak ochrona. Wśród innych potencjalnych zadymiarzy wymieniano kibiców z Polski i Chorwacji. Za największe ryzyko uznano mecze: Argentyny z Chorwacją, Anglii z Panamą i Polski z Senegalem. Ten ostatni w kontekście polsko-rosyjskich porachunków.
Kończy się faza rozgrywek grupowych, a siły porządkowe całkowicie panują nad sytuacją. Rosyjscy kibole twierdzą, że środki bezpieczeństwa są tak zaostrzone, że jakiekolwiek masowe starcia chuliganów między sobą albo z policją są wykluczone. Wielu z nich wyjechało zresztą za granicę, aby na wszelki wypadek mieć niepodważalne alibi. Wszystko wskazuje na to, że mundial w Rosji będzie nie tylko bardzo ciekawy, ale i bezpieczny.