Po pierwsze – dlaczego krytycy rozdawania przez PiS publicznych pieniędzy nie mieliby z tych programów korzystać? Przecież zmuszono ich, żeby poprzez podatki się na nie złożyli, więc całkowicie logiczne jest, że chcą odzyskać choć małą część z zabranych przez państwo pieniędzy. O unoszeniu się honorem możemy pogadać, gdy krytycy rządów PO zadeklarują, że nie będą jeździć po zbudowanych wówczas autostradach albo ich noga nie postanie w pendolino kupionym za sprawą Sławomira Nowaka. Na te cudeńka też wszyscy się składaliśmy.
Po drugie – Wyprawka Plus nie dotyczy tylko naprawdę potrzebujących, których w żaden sposób nie stać na wyposażenie dzieci do szkoły. Takim osobom zresztą państwo już i tak pomagało poprzez opiekę społeczną. Wyprawka Plus to rzucenie w tłum lekką ręką półtora miliarda złotych rocznie bez żadnej weryfikacji, czy komuś te pieniądze są potrzebne, czy nie. Więc podawanie przykładu biednej, wielodzietnej rodziny jest najzwyklejszą manipulacją.
Po trzecie – wiele osób mówi: ale przecież te 300 zł wielu ludziom pomoże. Wygląda to tak, jakby niektórzy zaczęli zapominać, że branie od państwa (czyli od obywateli składających się na budżet) kasy powinno być sytuacją wyjątkową, ograniczoną do tych, którzy są w sytuacji wyjątkowo złej, a nie regułą. Jasne, że miło dostać wyborczą łapówkę na książki i kredki dla dzieci. Ale dlaczego tylko na to? Może jeszcze na rachunki za komórkę, na jedzenie, na wakacje w Grecji i na samochód? A na koniec po 10 tys. dochodu gwarantowanego na rodzinę i będziemy w socjalnym raju, gdzie nikt już nie będzie musiał pracować. Nie wiadomo tylko, kto na te dobrodziejstwa będzie się składał.
Dziś, przy dobrej koniunkturze, PiS lekką ręką rozdaje kolejne miliardy. Problem w tym, że trudno będzie wyborcom te prezenty odebrać, gdy trzeba będzie zacisnąć pasa. Ale to już wtedy nie będzie zapewne problem pani Rafalskiej.