„Super Express”: - Nie żyje Paweł Adamowicz, prezydent Gdańska. Pan znał go od dawna…
Piotr Semka: - Jestem gdańszczaninem i poznałem go jeszcze w latach 80. W maju 1988 roku był organizatorem i twarzą strajku studenckiego, ja byłem zaangażowany w strajku w Stoczni. Był młodszym z braci zaangażowanych w opozycję, był ministrantem w Parafii im. św. Brygidy. Później sympatyzował ze środowiskiem Ruchu Młodej Polski.
Różniliście się.
Tak, ale się szanowaliśmy. Różniliśmy się już 1990 roku w stosunku do Wałęsy. Nie zgadzaliśmy się w wielu kwestiach, ale też były momenty, kiedy bardzo pozytywnie mnie zaskakiwał. Wiem, że dyskretnie starał się pomagać Annie Walentynowicz, która nie żyła w dostatku. Był aktywny w upamiętnieniu jej i budowie pomnika, który bardzo do pani Ani pasował. Kameralny, ale pokazujący gigantyczną duchem postać. W latach 90 Paweł Adamowicz szukał dla siebie miejsca w polityce i znalazł. Od 1994 roku był szefem Rady Miasta, a od 1998 roku prezydentem Gdańska. Przez ćwierć wieku polityczny Gdańsk to był on. I można mu przypisać to, co się z Gdańskiem stało, jak miasto pozytywnie się zmieniło. Budził emocje, ale też między innymi dlatego wygrywał kolejne wybory.
Szok jest tym większy, że akurat w Gdańsku kampania była spokojna…
Tak. I protestuje przeciwko wszystkim tym, którzy już wiedzą, że tło tego morderstwa było polityczne. Na razie nie ma żadnych podstaw by tak twierdzić. Wygląda na to, że zamachu dokonał ktoś, kto w przeszłości łamał prawo, kogo trudno przypisać do polityki. Niestety są tacy politycy jak Paweł Rabiej, którym bardzo łatwo i szybko przychodzą oskarżenia… Oczywiście nie da się oderwać ostrej atmosfery politycznej od tego, co się zdarzyło. Apeluję, żeby nie używać tragedii jako pałki politycznej do okładania przeciwnika. W dodatku robiąc z tej pałki „hołd” dla ofiary jest drogą donikąd. Nie jestem jednak naiwny, pamiętam jak szybko wszystko wróciło do „normy” po tragedii smoleńskiej, albo zabójstwie Marka Rosiaka.