Jerzy Hausner

i

Autor: archiwum se.pl

Prof. Jerzy Hausner: Nie ma innowacji bez szacunku do pracownika

2018-10-26 5:00

Egoistyczna pogoń za pieniędzmi nie może być po prostu jednym celem funkcjonowania przedsiębiorstwa – mówi w rozmowie z "Super Expressem" prof. Jerzy Hausner

„Super Express”: – 20 listopada rusza w Krakowie kolejna edycja Open Eyes Economy Summit. Jest pan jednym z pomysłodawców tego kongresu i idei mu przyświecającej: by o gospodarce rozmawiać przez pryzmat ekonomii wartości. Jak pan tę ekonomię wartości rozumie?
Prof. Jerzy Hausner: – Ekonomia wartości to dla mnie taki sposób prowadzenia działalności gospodarczej, który nie jest zorientowany wyłącznie na zysk. Co nie znaczy, że bez myślenia o zysku. Chodzi jednak o to, by był on wypracowywany z korzyścią zarówno dla osoby, która daną firmę prowadzi, osób w niej zatrudnionych, jak i innych uczestników gospodarki. Egoistyczna pogoń za pieniędzmi nie może być po prostu jednym celem funkcjonowania przedsiębiorstwa. To psuje gospodarkę i rodzi wiele innych negatywnych konsekwencji.
– Solą kapitalizmu jest jednak maksymalizacja zysków przy jednoczesnej minimalizacji kosztów. Po stronie kosztów zawsze będą wartości takie jak dbałość o środowisko naturalne czy dobre traktowanie pracowników. Ekonomia wartości to piękna idea, ale czy jest możliwa do wprowadzenia?
– Co roku w Davos na Światowym Forum Ekonomicznym ogłaszany jest raport na temat globalnych ryzyk. Mówi się w nim o terroryzmie, zmianach klimatycznych, migracjach czy nierównościach ekonomicznych. Ludzie, którzy organizują forum w Davos i w nim uczestniczą, mają władzę i kapitał. A jednak uważają, że jeśli nie pomyślimy o zapobieganiu tym ryzykom, może się okazać, że dalsze robienie przez nich pieniędzy stanie się o wiele trudniejsze lub wręcz niemożliwe. Źródłem problemu nie jest dla nich gospodarka rynkowa, ale ta jej forma, która wystąpiła na przełomie XX i XXI w., która jest w szczególności zorientowana na szybki obieg i uzyskiwanie zysku dzięki uczestnictwu w grze na instrumentach finansowych. Bez długookresowej orientacji i solidarności ta forma gospodarki rynkowej się nie utrzyma. Tak mówi się w Davos.
– To jest chyba dramat naszych czasów, że kapitalizm sprowadza się do krótkoterminowych zysków i prowadzenia firm, zwłaszcza największych, w taki sposób, jakby jutra miało nie być.
– Nazywam to kwartalnym kapitalizmem, choć coraz częściej spotykam się ze stwierdzeniem, że obecnie rozliczamy zysk miesięczny. Ostatnio słyszałem o rozliczaniu sprzedawców w okresie tygodnia. Jeżeli nasza perspektywa jest tygodniowa, miesięczna czy nawet roczna, to czy można rozwiązać jakikolwiek problem?
– To raczej przepis na katastrofę…
– No właśnie. Czy wobec tego można myśleć o długofalowym inwestowaniu? I długoterminowej strategii rozwoju? Przecież w takim świecie pojawił się globalny kryzys finansowy. Wszyscy więc zapłaciliśmy za chciwość giełdowych maklerów i finansistów. Z trochę innych przykładów: spójrzmy na to, co stało się choćby w Syrii. To była pierwsza nowożytna wojna o wodę. Wydawałoby się, że to konflikt lokalny, ale wszyscy odczuwamy jego konsekwencje. Jeżeli tego typu konsekwencjom nie będziemy zapobiegać szybko, to nie zapobiegniemy im wcale. Musimy zastanowić się nad tym, jak być odporniejszym, a z drugiej strony, jak podejmować działania, aby źródła szoków słabły.
– Przejdźmy od spraw globalnych do lokalnych. Ekonomia wartości to także relacje pracodawca – pracownik. W polskich warunkach są raczej patologią i przypominają relacje folwarczne między panem a chłopem pańszczyźnianym. Da się budować nowoczesną gospodarkę w oparciu o nie?
– To, że w wielu polskich firmach te relacje wyglądają tak, a nie inaczej, ma oczywiście swoje źródła w naszej historii. Pozbyliśmy się pańszczyzny względnie późno i względnie późno Polska przekształciła się z kraju rolniczego w kraj uprzemysłowiony. Ma to do dziś swoje konsekwencje, ale musimy się tego bagażu historycznego pozbyć. Kończy się bowiem epoka przemysłowa. Rozmawiamy o epoce cyfrowej, w której będziemy wytwarzać nie produkty, ale wiedzę.
– Jak to zmienia sytuację?
– Dziś firma, która chce posługiwać się i zarabiać na nowoczesnych technologiach, musi być fabryką wiedzy. Jej nie tworzy się przez traktowanie pracowników jak niewolników. Niezbędne jest partnerstwo i wzajemne uczenie się. Kierujący firmami, jeżeli chcą mieć nie tylko wykonawców, ale współtwórców, muszą ich tak traktować. Muszą, bo żaden szef sam nie ma tak wielkiej wiedzy jak suma wiedzy rozproszonej wśród jego współpracowników. Albo ludzie, którzy zarządzają, to zrozumieją, albo przegrają. Przedsiębiorcy powinni umożliwić pracownikom własny rozwój, a przez to wpływ na firmę. Niekoniecznie dobrym wzorem są dla nas filie firm zagranicznych. Często przyszły tu po tanią pracę, a nie po nasze talenty i pomysłowość. Za chwilę wielu tworzonych przez nie miejsc pracy nie będzie, bo proste czynności biznesowe zostaną zautomatyzowane.
– Albo wyemigrują tam, gdzie jest jeszcze taniej.
– Nawet nie. One po prostu znikną. Rozmawiam z ludźmi, którzy mi wyprowadzają studentów z pierwszego roku do call centre. Mówię im, że przecież takie miejsca pracy znikną i żeby przekonywali szefów do powierzania im bardziej złożonych czynności: lokowania w Polsce centrów badawczo-rozwojowych. To się już dzieje, ale na zbyt małą skalę.
– Mam wrażenie, że gdy niektórzy to przeczytają, to będzie to dla nich abstrakcja.
– Ktoś może powiedzieć: dobrze, diagnoza jest w porządku, ale sposób, który proponuję, jest niewłaściwy. Skoro jest niewłaściwy, to rozmawiajmy, jaki jest właściwy! Może ja się mylę, ale nie wmawiajcie mi, że wszystko jest w porządku!
– Odpowiedzią jest zazwyczaj to…
– Że się nie da.
– Nawet nie! Słysze, że trzeba robić to samo, co do tej pory, tylko bardziej. Jak widzę recepty niektórych przedsiębiorców i ekonomistów, to brzmią jak sprzed ponad 30 lat...
– Popełnienie błędu jest błędem. Trwanie w błędzie, które jest dowodem braku inteligencji i wyobraźni, to zbrodnia.
Rozmawiał Tomasz Walczak

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają