Powiem szczerze, że większej bredni nie słyszałem, ani nie czytałem. Dlatego choć od „Gazety Wyborczej” i publicystyki pani Środy trzymać się należy z daleka, akurat brednie o Wyklętych warto wyprostować. Po pierwsze – nie ma mowy o ułańskich szarżach. Z prostej przyczyny – ułani walczyli w czasie II wojny światowej w zasadzie spieszeni, czyli bez udziału koni, które służyły zazwyczaj do przemieszczania się. A kawaleria jako taka istniała podczas kampanii wrześniowej w 1939 roku, nie w latach stalinowskiej okupacji po roku 1944.
Po drugie – choć wielka Polska (do tego katolicka) była w programie narodowców, a narodowe organizacje, jak Narodowe Siły Zbrojne w antykomunistycznym powstaniu walczyły, ale nie były jedyne, bo na przykład Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość było w prostej linii spadkobiercą Armii Krajowej. W dodatku w walce z czerwonym barbarzyńcą nie chodziło o najechanie kogokolwiek, zabieranie komuś jego terytorium, ale o ratowanie Polski, która znalazła się pod sowiecką okupacją. Jeżeli Wyklęci walczyli poza granicami, to na dawnych Kresach, które Polsce zostały odebrane.
A o Wielkiej Polsce i podbojach nie było też mowy w więzieniach i katowniach, do których najczęściej trafiali. W tych katowniach sadzano ich na odwróconych nogach od krzeseł. Wyrywano paznokcie. Bito, a najtwardszych mordowano. Potem chowano w miejscach bez imienia. Nawet nie grobach, ale dołach, które na zawsze miały być zapomniane. Dlatego też słowa Magdaleny Środy są haniebne. Bo nie sądzę, by wynikały z braku elementarnej wiedzy historycznej.