Ale to był dopiero początek. W gronie wyselekcjonowanych gości można było wysłuchać panelu dyskusyjnego pt. „Ratowanie – różne perspektywy”. I takich oto słów: „Cała historia publicznego opowiadania o Sprawiedliwych czy też o Polakach ratujących Żydów (…) to jest na dobrą sprawę niekończąca się historia ich cynicznego instrumentalizowania, wykorzystywania na różne sposoby”. Takie słowa padły w 2018 r., w centrum Warszawy, stolicy Polski - kraju wolnego świata, dla którego prawda jest wartością. Dodatkowo w muzeum, które ma łączyć, a nie dzielić. I wiedzieć, że edukacja historyczna i instrumentalizacja to dwie całkiem różne sprawy.
Autor tych słów, dr Piotr Forecki (Wydział Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM), mówił dalej, że Żydzi „nie zostali uratowani z namaszczenia polskiej wspólnoty narodowej, tylko niejako przeciwko niej”. Spytać można tylko, czym była Żegota, jeśli nie instytucją Polskiego Państwa Podziemnego.
Z kolei Karolina Panz (Instytut Filozofii i Socjologii PAN) nie natrafiła w badaniach „na zorganizowane grupy mundurowych niemieckich wyszukujące w terenie ukrywających się Żydów”, za to „mówi się o watahach chłopskich o strażach nocnych kilkunastoosobowych grupach wyrostków, które przeszukują”. Czyli to Polacy, nie Niemcy, prześladują Żydów.
Trzeba odnotować jeszcze jeden głos – osoby przedstawiającej się jako nauczyciel: „Jeżeli skupimy się na tym, co zrobiło podziemie polskie, żeby pomóc Żydom, to musimy powiedzieć prawdę, że zrobiło niesamowicie mało”. A wynikać to miało oczywiście z polskiego antysemityzmu. Pojawia się pytanie: czy placówka, w której głoszona jest taka „obiektywna” historia powinna być dalej wspierana przez państwo polskie i samorząd. Bo podobnych głosów, jak dowiedziałem się z raportu Reduty Dobrego Imienia (http://rdi.org.pl/), jest w POLIN niestety więcej.