Tomasz Walczak

i

Autor: Super Express

Tomasz Walczak o wyborach samorządowych: PiS potrzebuje resetu. KO musi ochłonąć

2018-10-21 22:16

Urok wyborów samorządowych, ich specyfika i poziom skomplikowania sprawiają, że to jedne z najbardziej ekumenicznych wyborów. Każdy w zasadzie może ogłosić sukces. A już zwłaszcza dwa polityczne plemiona: PiS i PO. Nie inaczej jest teraz. Rządząca partia wygrywa te wybory w skali kraju, więc Jarosław Kaczyński mógł ogłosić, że wygrali czwarte wybory. Niby wszystko OK, bo PiS poprawił wynik sprzed czterech lat, ale jednocześnie stracił wobec wyborów parlamentarnych.

Platforma może ogłosić sukces, bo nie tylko zniwelowała straty do PiS, ale też wbrew sondażom znokautowała w symbolicznym i prestiżowym boju o Warszawę Patryka Jakiego. Ich kandydaci, co było zresztą do przewidzenia, wygrali już w kilku największych miastach i za dwa tygodnie w drugiej turze szykują się kolejne zwycięstwa.

Największym zwycięzcą tych wyborów jest jednak PSL – partia, która skazywana już od dawna była na polityczną śmierć, ale jak to zwykle bywa, plotki o śmierci ludowców były przesadzone. Dziś okazuje się, że znakomity wynik partii Kosiniaka-Kamysza to największy cios dla PiS.

Po pierwsze, mimo artyleryjskiego ognia PiS i propagandy prorządowych mediów, Prawo i Sprawiedliwość przegrywa z ludowcami wojnę o wieś. Miał być ostateczny cios kończący dominację PSL na wsi, a okazuje się, że to PiS się tam zwija. Po drugie, prawie 17 proc. PSL oznacza, że Kaczyńskiemu i jego ludziom trudno będzie przejść do ofensywy w przejmowaniu władzy w sejmikach wojewódzkich. Musimy poczekać na ostateczne wyniki, bo arytmetyka zdecyduje, czy PiS zdobędzie więcej niż jedno województwo. Przed wyborami mówiło się, że znacząco zwiększy stan posiadania, ale teraz nie jest to już takie oczywiste. Tym bardziej że zdolności koalicyjne PiS są niemal zerowe, a jego naturalny sojusznik, czyli Kukiz’15, uzyskał słabiutki wynik w skali kraju. Może być więc tak jak przed czterema laty – niby PiS wygrał wybory, ale to PO i PSL podzielili między siebie władzę w przeważającej większośc województw. Czy i teraz czeka nas podobny scenariusz, okaże się w najbliższych dniach.

Niewątpliwie te wybory pokazują, że PiS wyraźnie dostał zadyszki. Po trzech latach forsownych rządów wydaje się to naturalne. Kaczyński i spółka muszą teraz myśleć o poważnym resecie swoich rządów. Jeśli to nie nastąpi, system operacyjny PiS za chwilę się zawiesi na dobre. Pojawia się tylko pytanie, czy rządząca partia zdolna jest do tego, żeby wymyślić się na nowo. Dziś odpowiedź na to pytanie musi być przecząca, bo samozadowolenie zdaje się górować nad twardym stąpaniem po ziemi. Od jakiegoś czasu politycy PiS zdawali się żyć tak, jakby jutra miało nie być. I jeśli się nie opamięta, hedonizm może doprowadzić go do pięknej katastrofy.

Pewną nadzieją dla PiS może być oczywiście opozycja liberalna, której oderwanie od rzeczywistości grozi w równym stopniu jak rządzącym. O ile jednak na Nowogrodzkiej muszą wiedzieć, że nowe otwarcie jest potrzebne, o tyle w gabinetach przywódców Koalicji Obywatelskiej euforia może przysłonić fakt, że wynik opozycji nie jest oszałamiający. Łączenie sił Platformy z niedobitkami z Nowoczesnej i kawiorowej lewicy od Nowackiej nie dało tak wielkiego zysku. To PiS stracił, a nie KO zyskała. Bo wyniki tych wyborów wyraźnie pokazały, że to nie ona karmi się stratami rządzącej partii.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają