Zadałem ostatnio pytanie jednemu artyście, który jest bardzo stroskany stanem sądownictwa, demokracji i wszystkiego innego w Polsce. – Słuchaj, a czym się ten KRS właściwie zajmuje? Nie wiedział. Prawda jest taka, że do tej pory niemal nikt nie wiedział, a do dziś połowa komentujących nie odróżnia tej zacnej ławy od Krajowego Rejestru Sądowego.
Nie jestem jakimś wybitnym specjalistą od sądownictwa, ale przez ładnych parę lat miałem z nim bliski kontakt. Zauważyłem wtedy kilka rzeczy. Po pierwsze, że jest opieszałe i często niekompetentne. Po drugie, na drugą nóżkę, że jest wielu bardzo dobrych sędziów, ale to rzadko są ci, którzy awansują. Znajomy na wakacjach był w restauracji, w której bawiło również ze znajomymi państwo profesorstwo znane z walki o „niezwisłe” sądy. W pewnym momencie z ich stolika padła wypowiedź damy oburzonej tym, że w Polsce świętuje się zwycięstwa sportowców. – Lepiej by przegrywali, to studzi nacjonalizm - przekonywała. To jest środowisko, któremu było do niedawna najlepiej.
Syn Lecha Wałęsy brał udział w bandyckim napadzie, gdzie skatowano dziewczynę, która odrzuciła amory jego kumpla. Dostał parę godzin robót publicznych, ze względu na „małą szkodliwość”, a sąd nie dał wiary pobitej. To są realne problemy z polskimi sądami! Czy reforma, która wchodzi to naprawi? Nie wiem, bo nikt nie jest w stanie mi tego wytłumaczyć. Zamiast tego słyszę z obu stron nawalankę, która jest nudniejsza niż instrukcja obsługi kosiarki elektrycznej. – Życie jest za krótkie by czytać nudne książki – stwierdził Artur Schopenhauer. Co dopiero z obserwowaniem naszej rodzimej awantury o sądy.