Jak to jest, że sfrustrowani przyjezdni, postanowili rozwalić Paryż zamiast świętować zwycięstwo ostatecznie wyjątkowo multikulti reprezentacji. I co więcej, jak to jest, że rodowici Francuzi z dziada pradziada w tym demolowaniu swojej stolicy wzięli udział pomimo, że powinni razem z policjantami się cieszyć, pić wino, zamiast rzucać w nich butelkami po tymże winie.
Jesteśmy po kilku dniach teoretyzowania na temat alienacji, entropii społecznej, emigracji, imigracji, laicyzacji i innych ważnych spraw. Myślę jednak, że taka pierwsza, bezpośrednia przyczyna jest dużo prostsza. Tłum ulega najgorszym lumpom, albo największym świętym. Zależy kto pierwszy, skutecznie nad nim zapanuje.
Z tłumem, masą, która wychodzi na ulicę jest często tak, że potrafi go ustawić kilku najgłośniejszych kretynów, jeśli szybko wezmą go pod swoją opiekę. Tak było w Paryżu. I tak było wczoraj w Warszawie, z mniejszym, malutkim tłumkiem, który pod wpływem jakiś swoich liderów i części mediów częstujących na co dzień narkotykiem nienawiści krzyczał "będziesz siedział", "hańba" "zdrajca", "precz z komuną" pod adresem nie Kaczyńskiego, czy Ziobro, a Kornela Morawieckiego, człowieka nie z PiS-u, bardzo stonowanego i zasłużonego w walce z komuną, jak niewielu żyjących w tym kraju. Myślę, że i ulicznym zadymiarzom wszelkiej maści i rozmaitym „obywatelom”, którzy klęli na 77-letniego bohatera naszej wolności warto przypomnieć, że jak dali się ponieść lumpom, czy to ulicznym czy medialnym, to sami stali się lumpami. Zapewne dobrotliwy Kornel stwierdziłby, że każdy ma szansę się zmienić na lepsze, ale ja mam co do tego, w wielu przypadkach, po tym co się wydarzyło pod Sejmem, poważne wątpliwości.