"10-letni Jack Johnson umarł jak bohater. Oddał życie, by ratować trójkę dzieci, które znalazły się w tragicznej pułapce. Nie wahał się ani chwili, by ruszyć im z pomocą" - żegnają chłopca służby ratunkowe z Solihull w Wielkiej Brytanii, gdzie kilka dni temu doszło do potwornej tragedii. Gdy informację o śmierci chłopca przekazywała dziennikarka BBC, z trudem była w stanie powstrzymać łzy. Dramatyczne sceny rozegrały się nad jeziorem Babbs Mill. 10-latek usłyszał krzyki dobiegające z częściowo zamarzniętej tafli jeziora. Nie myśląc o własnym bezpieczeństwie Jack Johnson zanurkował do lodowatej wody, by uratować życie trójki dzieci. Niestety, już nie wypłynął.
Tragedia na zamarzniętym jeziorze. Nie żyje troje dzieci
Dwóch chłopców w wieku 8 i 11 lat także zginęło, najmłodszy, 6-letni, jest w stanie krytycznym. Jak relacjonuje "Mirror", strażacy i policjanci, którzy próbowali ratować dzieci, przedzierali się do nich przez lód gołymi rękami. Lokalna społeczność jest wstrząśnięta wydarzeniami. Ludzie organizują czuwania, modlitwy, wspominają zmarłych i składają im hołd.
Nie żyje 10-latek, który ratował dzieci. "Taki właśnie był"
Cała trójka, którą próbował uratować Jack, była rodzeństwem. "Nasze modlitwy i myśli są z drugą rodziną. Jesteśmy załamani. To, że Jack zginął, próbując uratować trzech chłopaków, których nawet nie znał, po prostu go podsumowuje. Był niesamowity" - mówi ze wzruszeniem ciocia 10-letniego bohatera. Służby przekazały, że dzieci były w lodowatej wodzie przez około 20 minut. "Za długo" - mówią.