Rose McGrath była zwyczajną uczennicą katolickiego gimnazjum. Kiedy jednak wykrytą u niej postępującą białaczkę, dziewczynka zaniedbała szkołę. Przez dwa lata walczyła ze śmiertelną chorobą, próbując jednocześnie nadrabiać zaległości w szkole. Dziewczynce mimo choroby udało się przejść do następnej klasy. - Przez większość czasu nie miała siły aby wstać z łóżka. W dodatku cały czas wymiotowała - mówi Barbara McGrath, matka 12-latki. Starania dziewczyny jednak nie były wystarczające dla dyrekcji prywatnego gimnazjum. W ubiegłym tygodniu dyrekcja poinformowała rodziców, że Rose została wydalona ze szkoły ze względu na słabą frekwencje oraz słabe wyniki w nauce - czytamy w Daily Mail. Zarówno Rose, jak i jej matka są zrozpaczone decyzją dyrekcji. - Nie rozumiem dlaczego to zrobili. Przecież nie zrobiłam nic złego - żali się dziewczynka.
Jednocześnie John Fleckenstein, dyrektor szkoły tłumaczy, że zrobił wszystko, by dziecko mogło nadal uczestniczyć w zajęciach. Rose otrzymała m.in prywatnego asystenta w nauce. Mimo to jej stopnie nie poprawiły się, a frekwencja nadal była zbyt niska - tłumaczy dyrektor. Matka nie kryje oburzenia. - Moja córka była śmiertelnie chora. Leżała w łóżku, bolał ją brzuch, miała mdłości. Ona nie spędzała tego czasu w centrum zabaw. Chodziła do szkoły wtedy, kiedy była w stanie - mówi Barbara McGrath zapowiadając jednocześnie, że zgłosi sprawę do rzecznika praw obywatelskich - czytamy w Daily Mail.